______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 8.05.1992. nr. 24 _______________________________________________________________________ W numerze: Andrzej Pomian - Nad faksymile Konstytucji Majowej Tadeusz K. Gierymski - Getto cz. II Jacek Walicki - Trzy tygodnie w Polsce Tomek Sendyka - Rodney King - nasza wspolna wina? - Listy do redakcji _______________________________________________________________________ Od red. [J.K-ek] W dzisiejszym numerze, ktory rozpoczynamy tekstem okolicznosciowym, zamieszczamy dokonczenie artykulu T. Gierymskiego o likwidacji getta waszawskiego. Pozostale dwa duze teksty to: kolejny reportaz z Polski piora (?) J. Walickiego, (w nastepnym numerze bedzie jeszcze jeden - wyglada, ze sezon podrozy zaczal sie wczesnie w tym roku :-) oraz dyskusyjny tekst T. Sendyki o problemie, ktory jak dawno zaden inny zbulwersowal w tych dniach spoleczenstwo amerykanskie. ________________________________________________________________________ Andrzej Pomian NAD FAKSYMILE KONSTYTUCJI MAJOWEJ ================================= ["Tydzien Polski", 15.02.1992, przytoczyl Zbyszek Pasek, skroty red.] "Saskie ostatki", jak nazwal Kraszewski czasy Augusta III Sasa, uchodza zwykle za dno upadku politycznego i moralnego Polakow. Prof. Konopczynski uwazal, ze dnem tym byl w gruncie rzeczy koncowy okres panowania Augusta II Mocnego [1]. Zgadzajac sie pod tym wzgledem w profesorem, troche inaczej patrze na nasz tzw. upadek. () W swietle strasznych poprzednich wydarzen czasy Augusta III byly okresem nie budujacego wprawdzie, lecz koniecznego wytchnienia. Byly one zarazem, jak to podniosl Konopczynski, rowniez czasami malo widocznego, mimo to silnego, zdrowego fermentu. Ukazywaly sie wowczas podstawowe prace nawolujace do reform [2]. Prawdziwy jednakze ruch odrodzeniowy rozpoczal sie pod koniec czasow saskich, gdy zabral sie do niego skromny, lecz niestrudzony ksiadz Stanislaw Konarski, reformator szkol pijarskich, autor dziela "O skutecznym rad sposobie". () Watpie, czy bez dzialalnosci Konarskiego zostalyby przeprowadzone w tak krotkim stosunkowo czasie doniosle reformy u schylku XVIII wieku. Za ich korone uwaza sie slusznie wspomniana Konstytucje Majowa, ktorej dwochsetlecie obchodzila Polska w roku ubieglym. Najcenniejszym chyba poklosiem tej rocznicy jest wydane przez Ossolineum we Wroclawiu faksymile Konstytucji 3 Maja 1791 r., z poslowiem Jerzego Michalskiego i nota edytorska Jozefa Plochy [3]. () Tekst Konstytucji rozchodzil sie szybko juz w roku jej uchwalenia w licznych drukach. () Jeden z nich, pochodzacy z Archiwum Publicznego Potockich przedrukowalo w roku 1981 Panstwowe Wydawnictwo Naukowe w bardzo starannym opracowaniu Jerzego Koweckiego [4]. Wydanie Ossolineum opiera sie na drugim rekopisie, z tzw. Metryki Litewskiej, ktory byl niegdys podstawa pierwszych drukow i oblaty., tj. tekstu wpisanego oficjalnie do ksiag grodzkich w Warszawie, ma wiec wage najbardziej autentycznego przekazu. () Sprawy ustrojowe sa dzis w Polsce bardzo aktualne i warto sie przyjrzec sposobowi, w jaki ustroj panstwowy traktowali tworcy Konstytucji Majowej. Za malo sie zwraca uwagi na wplyw, jaki wywarla na nich wczesniejsza o trzy i pol roku konstytucja Stanow Zjednoczonych. Zapozyczyli z niej koncepcje rzadu. W Europie utarlo sie nazywac rzadem tylko Rade Ministrow, a wiec nie cala nawet wladze wykonawcza, w sklad ktorej wchodzi przeciez i glowa panstwa: w republikach - prezydent, w monarchiach konstytucyjnych - krol. W Ameryce jest inaczej. Tu rzad uwaza sie za organiczna calosc wszystkich galezi wladzy, a zatem na pierwszy plan wysuwa sie ich wspoldzialanie. Tak tez postanawia Konstytucja Majowa, w ktorej art. V czytamy: "Rzad czyli oznaczenie wladz publicznych poczatek swoj bierze z woli Narodu. Aby wiec calosc panstw, wolnosc obywatelska i porzadek spolecznosci w rownej wadze na zawsze zostawaly, trzy wladze Rzad Narodu Polskiego skladac [sie] powinny i z prawa niniejszego na zawsze skladac beda: Wladza Prawodawcza w Stanach Zgromadzonych (tj. w Sejmie), Wladza Najwyzsza Wykonawcza w Krolu i Strazy i Wladza Sadownicza". Podobnie jak w Ameryce w owczesnej Polsce glowa panstwa, czyli krol, stal na czele Rady Ministrow, zwanej wtedy Straza Praw. Krolowi powierzala rowniez Konstytucja Majowa, jak amerykanska - prezydentowi, "rozrzadzanie najwyzsze silami zbrojnymi w czasie wojny i mianowanie komendantow wojska" oraz dobor ministrow. W wielu donioslych sprawach Konstytucja Majowa odstapila jednakze od modelu amerykanskiego. Postanawila, ze uchwaly Strazy Praw wymagaja nie tylko podpisu krola, ale i kontrasygnaty jednego z ministrow. Gdyby krol jej nie uzyskal, moglby sie zwrocic o zatwierdzenie uchwaly so obu izb Sejmu. Krol musialby odwolywac ministrow na zadanie dwoch trzecich Sejmu (art. VII). Konstytucja zabraniala krolowi wydawania dekretow, nawet rozporzadzen wykonawczych, gloszac, ze "wladza wykonawcza nie bedzie mogla praw stanowic, ani tlumaczyc" (art. VII). Ale i stwierdzala, ze "poslowie (...) w prawodawstwie i ogolnych narodu potrzebach (...) uwazani byc maja jako reprezentanci calego narodu" (art. VI). Innymi slowy proklamowala ochrone interesu ogolnego przed partykularnym, lokalnym. W Ameryce poslowie uwazaja sie przede wszystkim za reprezentantow swojego okregu, a senatorowie - swoich stanow. W sumie tworcy Konstytucji 3 Maja wybrali droge posrednia miedzy amerykanskim systemem prezydenckim a brytyjska dziedziczna monarchia parlamentarna, stawiajac na miejscu pierwszym wsrod wladz panstwowych niezalezny Sejm, jako organ "ufnosci powszechnej" (art. VI). [...] Jerzy Michalski przedstawia w poslowiu jasno i zwiezle okolicznosci uchwalenia i upadku Konstytucji Majowej oraz jej wielkie znaczenie dziejowe. Jest zdania, ze oboz konstytucyjny nie ocenial realistycznie sytuacji miedzynarodowej i prowadzil hazardowa polityke zagraniczna, nie dostosowana do posiadanych sil. Zarazem jednak przyznaje, ze spotykalo sie to z aprobata narodu. Moim zdaniem, oboz patriotyczny, czy jesli kto woli - konstytucyjny mial wszelkie prawo sadzic, ze okolicznosci zewnetrzne sprzyjaja Polsce. W roku 1787 Rosja wdala sie w wojne z Turcja, a w czerwcu tego roku - takze i ze Szwecja. Wojna na dwa fronty zwiazala wszystkie jej sily dyspozycyjne. Nie mogla juz sobie pozwolic na interwencje zbrojna w Polsce. Byla to wyjatkowa sposobnosc, z ktorej skorzystal oboz patriotyczny: przeprowadzil na Sejmie Czteroletnim (1788-1792) zniesienie "protekcji" rosyjskiej, z ktorej Petersburg nie chcial dobrowolnie zrezygnowac i przywrocil Rzeczypospolitej niepodleglosc. Rosja popadla tymczasem w nowy, grozny konflikt polityczny z Prusami i stojaca za nimi Anglia. Sejm pod wplywem obozu patriotycznego zawarl 29 marca 1790 roku sojusz obronny z Prusami, nie bardzo sie orientujac, ze celem Berlina jest oderwanie od Polski ziem polnocno-zachodnich, jesli sie da - za zgoda Warszawy, jesli sie nie da - w nowym porozumieniu z Rosja. Ale czy mozna bylo postapic inaczej w obliczu grozby rosyjskiej? W blizszych nam czasach, w roku 1934, Pilsudski zawarl pakt nieagresji z Niemcami, wiedzac doskonale, ze nie zabezpiecza sie naprawde od przyszlej ich napasci. Chcial zyskac na czasie. Sejm Czteroletni takze nie mial wyboru. Stworzyl jednakze nowa sytuacje. Na poczatku roku 1791 Petersburg do tego stopnia obawial sie wybuchu jeszcze jednej wojny - tym razem z Anglia, Prusami i Polska, ze wycofal czesc wojska z frontu tureckiego, zebral spore sily w rejonie Rygi, zmobilizowal swa flote baltycka i na dowodce armii w poludniowej Finlandii wyznaczyl swego najlepszego generala - Suworowa [5]. Ale Anglia zrezygnowala ostatecznie z planow wojennych. Polska nigdy o nich nie myslala. A Prusy, zniechecone polska nieustepliwoscia terytorialna przestawialy sie po cichu na porozumienie z Rosja. Nowa wojna rozeszla sie po kosciach. Z wczesniejszych - jedna juz dobiegla konca: wojna szwedzko- rosyjska (1790), druga go dobiegala: turecko-rosyjska, w ktorej Rosjanie odnosili teraz zwyciestwo za zwyciestwem. Petersburg odzyskiwal z wolna swobode ruchow, ale nie calkowicie. Chcial ukarac Polske za smialosc pokuszenia sie o niepodleglosc i przywrocic nad nia swoj protektorat, musial sie jednak liczyc z interesami Prus, a takze Austrii. Na wlasna reke nie mogl rozstrzygnac jej losu [6]. Berlin wiedzial juz w lutym 1791 roku, ze za zgode na interwencje rosyjska w Polsce Petersburg gotow jest zaplacic Prusom i Austrii ziemiami polskimi [7]. Zanosilo sie na nowy rozbior Rzeczypospolitej. Oboz patriotyczny w Warszawie nic o tym nie wiedzial. Polegal dalej na przymierzu z Prusami. Postepowal - twierdzi sie - naiwnie. Ale czy mial inne wyjscie? Co mogl zrobic? Wyrzec sie niepodleglosci i zdac sie na laske i nielaske Petersburga? Aby wzmocnic kraj, przeprowadzil na Sejmie 3 maja Konstytucje, ktora usuwala glowne zrodlo slabosci: zastarzale wady ustrojowe. Nie pogorszyl tym polozenia. Konstytucja byla pozniej, w roku 1792, tylko pretekstem do najazdu rosyjskiego. Petersburg nosil sie przeciez z jego zamiarem przed jej uchwaleniem. Chodzilo mu nie o nia, lecz o pozbawienie Polski niepodleglosci. Dzialalnosc Sejmu Czteroletniego kryla w sobie niebezpieczenstwa, mozna ja nazwac hazardowa. Sa jednak sytuacje, w ktorych trzeba brac na siebie ryzyko. W roku 1939 Polska zgodnie z wola narodu odrzucila rzadania niemieckie, wiedzac, na co sie naraza. W latach 1788-1792 patrioci polscy przy poparciu narodu siegneli po niepodleglosc, aby nie zmarnowac okazji, pierwszej od dziesiecioleci, choc nie bylo to wolne od ryzyka. W zyciu narodow sa rzeczy wazniejsze od lekliwej ostroznosci za wszelka cene. Pilsudski nazywal je imponderabiliami. One to daja narodom poczucie godnosci zbiorowej i decyduja o ich istnieniu. ---------------- [1] W. Konopczynski - "Dzieje Polski nowozytnej", wyd II uzup., t. II, Warszawa 1986, PAX, s. 136 [2] J.w. poz. 1, t. II, s. 136-137 [3] "Ustawa rzadowa. Konstytucja 3 Maja 1791. Faksymile rekopisu z Archiwum Glownego Akt Dawnych w Warszawie", Wroclaw 1991, Zaklad Narodowy im. Ossolinskich - wydawnictwo in folio, stron 58 [4] "Konstytucja 3 Maja 1791. Statut Zgromadzenia Przyjaciol Konstytucji", opr. Jerzy Kowecki, Warszawa 1981, PWN [5] W.Onacewicz "Empires by Conquest", Fairfax 1985, Hero Books, vol. I, s. 159 [6] J.w., poz. 1, t. II, s. 343 [7] J.w., poz. 1, t. II, s. 342 _______________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski ([email protected]) GETTO - cz. II =============== 18 stycznia 1943. Niemcy wkraczaja do getta. ZOB walczy. Plan ostatecznej likwidacji odlozony na nieokreslony czas. - Dawidek, kiedy jest swieto Pesach? .... - Jak sie przygotowujesz do chag ha-Pesach? - Najpierw oczyszcze dom, pozniej sprowadze mace. - Jak oczyscisz dom? - Trzeba dokonac bedikat chamec, przeszukac dom, kwas zgromadzic w jednym miejscu. ... - Pozniej? - Po bedikat chamec trzeba powiedziec: "wszelki kwas i wszelki chleb kwaszony, ktory moze sie znajdowac w miejscu nalezacym do mnie, ktorego nie widzialem i nie uprzatnalem, niech bedzie niczym i uwazany bedzie jako proch na ziemi". - Dobrze. Co zrobisz z wszelki chamec? - Nalezy go spalic. ... - I co mowisz? - Mowie wtedy: "wszelki kwas i wszelki chleb kiszony, ktory jeszcze miec moge w ktorymkolwiek miejscu nalezacym do mnie, ktory widzialem lub ktorego nie widzialem, ktorego uprzatnalem lub ktorego nie uprzatnalem, niechaj bedzie niczym i niech ma znaczenie jako proch na ziemi." ... - Co najpierw nalezy sobie przypomniec? - Przypomniec sobie historie ucieczki z Egiptu. Opowiesc ta nazywa sie Hagada paschalna. - Od czego zaczniesz uczte? - Najpierw na stole maja byc trzy placki macy polozone jeden na drugim i to jest symbol trzech plemion izraelskich: Judy, Leviego i pokolenia Arona, pozniej pieczone jajko, udziec z koscia, miska ze slona woda, maror, czyli gorzkie ziola: salata, chrzan, pietruszka, charoset, czyli pasta z jablka, wina i migdalow posypana cynamonem i ona przypomina gline, z ktorej Izrael jako niewolnik lepil domy. - Jutro wymienisz stale punkty porzadku sederowego. Ile ich jest? - Czternascie, dziadziu. Antoni Renski, "Chanukowe Swiece", Czytelnik W-wa 1990. Swieto Paschy to swieto uwolnienia z Egiptu. Obowiazuje w nim unikanie nie tylko chleba pieczonego na zakwasie, ale wszystkiego co uczynione jest z maki i wody bez zachowania scislych regul. Je sie tylko chleb przasny, mace, a ortodoksyjni uzywaja nawet w te swieta specjalnych naczyn kuchennych, zastawy stolowej i sztuccow. Pierwszy wieczor Paschy to Wieczor Sederowy, doniosly moment swiat, obchodzony uroczyscie z cala najblizsza rodzina i z przyjaciolmi. Spozywa sie wtedy specjalna wieczerze rytualna. Jest to obrzadek wazny dla dzieci, ktore biora w nim udzial pod kierownictwem rodzicow. Pietnascie jest punktow w sederze paschalnym, czyta sie Hagade, ktora z czasem rozrosla sie na poematy i piesni, sklada sie dziekczynienie Bogu wielokrotnie, wychyla sie cztery puchary wina. Dzieci zadaja pytania, a jedno z tych pytan to: Jak rozni sie ta noc od wszystkich innych nocy? Pod koniec obrzedu biesiadnicy spiewnie odmawiaja psalmy Hallelu, psalmy dziekczynne, psalmy Bogu chwalebne. Tak byc mialo i w ten poniedzialek 19 kwietnia 1943 r. (15 nissan roku 5703). Na to swieto wracali nawet do getta Zydzi ukrywajacy sie po aryjskiej stronie, by byc z rodzina. 17 kwietnia 1943. Doswiadczony ludobojca, SS-Brigadefuehrer Juergen Stroop, skrycie przyjezdza w te sobote do Warszawy. W niedziele, 18 kwietnia, jedzie w Aleje Ujazdowskie, na odprawe u SS-Oberfuehrera Ferdynanda von Sammern-Frankenegg, dowodcy SS i policji w Warszawie, ktory nawet nie wiedzial o jego przyjezdzie. Von Sammern zaplanowal juz atak na getto. Stroop z pogarda obserwuje panujacy w sztabie balagan, niedociagniecia planu i osobiste braki dowodcy, ale zostawia mu wolna reke. Popoludniem, bez monokla i odznak oficerskich, w skromnym aucie i z mniejsza niz pozniej ochrona pojechal na poufna inspekcje jutrzejszego terenu walk. Getto wtedy juz bylo okrojone i podzielone na mniejsze obszary, gdzie oficjalnie skupiono utrzymujacych sie jeszcze przy zyciu Zydow. Tak mowil o tym Moczarskiemu w celi mokotowskiej: "- Nalykalem sie tam smrodu zydowskiego, choc na ulicach pustki. Mowiono przedtem, ze podworza i ulice getta sa tlumne, a tu prawie zupelny brak przechodniow. Pozorny spokoj i niewielka ilosc ludzi swiadczyly, ze Zydzi byli uprzedzeni o zaplanowanej akcji". ("Rozmowy z katem", PIW, W-wa 1983) Jak rozni sie ta noc od wszystkich innych nocy? Nad ranem von Sammern umacnia wokol getta stanowiska Niemcow i ich najemnych siepaczy. 19 kwietnia 1943. Poniedzialek, 6 rano. Atakujace getto oddzialy natykaja sie na silny, planowany i celny ogien na Nalewkach, Gesiej i Franciszkanskiej, przy Zamenhofa i Milej. Pali sie czolg i samochod pancerny, Niemcy traca ludzi, ogarnia ich panika, uciekaja. Slysz niemiecki Boze, Jak modla sie Zydzi w dzikich domach, Trzymajac w reku zlom czy zerdz. Prosimy Cie, Boze, o walke krwawa. Blagamy Cie o gwaltowna smierc. Niech nasze oczy przed skonaniem Nie widza jak sie wloka szyny, Ale daj dloniom celnosc, Panie, Aby sie skrwawil mundur siny. Szlengel "Kontratak" 8 rano. Stroop obejmuje komende. Himmler stawia w stan alarmu wszystkich Niemcow w Warszawie rozkazujac nie prowokowac Polakow, ale zarzadza pogotowie dla SS i policji w dystrykcie warszawskim i dla dywizji Wehrmachtu i oddzialow Luftwaffe w Guberni. Stroop porzadkuje, uspokaja slowem, sznapsem i winem swoje oddzialy, przydziela do walki nowe jednostki, nowy czolg i samochod pancerny, zmniejsza liczbe zolnierzy w atakujacych grupach, kaze sie im posuwac ostroznie, ostrzeliwujac ogniem pistoletow i karabinow maszynowych domy i stanowiska zydowskie, rozwalac je ogniem haubicy i dzial przeciwlotniczych, podpalac miotaczami plomieni, minowac. Ciezko walcza o osrodki oporu, domy i bunkry. Zydzi wycofuja sie powoli, przez dachy, podziemne przejscia i kanaly na nowe stanowiska. Okolo godziny 22 Stroop wycofuje swe wojska z getta. 19 kwietnia, wieczor. Jak rozni sie ta noc od wszystkich innych nocy? Seder w bunkrze na Karmelickiej 5. "Pieciu mezczyzn z bronia w reku trzyma warte. Moj ojciec - mowi Szymka Korngold - przewodniczy. Dwie swiece rzucaja blask na kielichy wina. Nasza sie one nam wydaja byc wypelnione krwia, a my sami jestesmy dzis ofiara. Dreszcz nas przechodzi przy slowach 'Wylej swoj gniew...'. Oczekiwalismy cudu - nie bylo go". ('Wylej gniew twoj na pogany, ktorzy cie nie znaja: i na krolestwa, ktore imienia twego nie wzywaly. Albowiem pozarli Jakuba i miejsce jego spustoszyli. Wylej na nie gniew twoj: i zapalczywosc gniewu twego niech je ogarnie. Gonic bedziesz w zapalczywosci, a skruszysz je pod niebem, Panie!' - Psalm 79:6-7; 69:6; Tren 3:66) 20 kwietnia, wtorek. Oddzialy szturmowe, kazdy zlozony z trzydziestu szesciu ludzi pod dowodztwem oficera lub podoficera, wkraczaja do getta o siodmej rano. Natykaja sie na opor, na zamaskowane stanowiska, ostrzeliwane sa, obrzucane granatami, butelkami z benzyna. Rodzi sie taktyka Stroopa uzywania saperow, zapalania domow i minowania bunkrow wykorzystujac kierunek wiatru przeciw powstancom, by ich zmuszac do opuszczania stanowisk. Stroop uzywa stumilimetrowych haubic i szybkostrzelnych dzialek przeciwlotniczych. Rozmawia z Kruegerem w Krakowie, z centrala berlinska, pali i niszczy zydowskie bloki oporu. Wieczorem wycofuje oddzialy bojowe. Nastepne dni przechodza podobnie, tylko ze powstancy wracaja do wypalonych lub czesciowo plonacych domow. Stroop podziwia liczbe i techniczna doskonalosc bunkrow. Przyznaje sie do bezradnosci wobec kanalow uzywanych do zaskoczenia i do ucieczek i nabiera respektu dla dziewczyn z Haluzzenbewegung - z ruchu syjonistyczno- socjalistycznego. Nakazal nie brac tych Haluzzenmadeln do niewoli, trzymac sie od nich z daleka i na odleglosc rozwalac pistoletami maszynowymi. Wstrzasa nim smierc Untersturmfuehrera Dehmke, poleglego w usunieciu powstanczych flag - bialo-niebieskiej i bialo-czerwonej. Pisze dlugi kondolencyjny list do jego rodzicow, a konczy swoj codzienny raport wzmianka o koniecznosci roztrzeliwania polskich bandytow i komunistow od reki, za ataki na oddzialy niemieckie z aryjskiej strony. Strzelcy nabieraja wprawy w trafianiu "spadochroniarzy", mowi Stroop Moczarskiemu, wirujac jak strzelajacy do kaczek mysliwy: To ci Zydzi, Zydowki i zydowskie dzieci, ktorzy z okien, balkonow i poddaszy domow, plonacych od parteru, wyskakiwali na ziemie, na asfalt i bruk. Przed tym zrzucali pierzyny, koldry i inne bety i na to skakali. Moi SS-mani zaczeli ich nazywac "spadochroniarzami". Cala noc trwala ta zabawa... Jak rozni sie ta noc od wszytkich innych nocy? Codziennie zagarniani sa cywile i powstancy; czesc jest mordowana na miejscu, reszta idzie na transport. Stroop podaje w swych dziennych raportach, ze rozstrzeliwuja kilkuset ludzi dziennie, czasem duzo wiecej niz tysiac. Getto plonie, saperzy ciagle przy pracy, minuja, rozwalaja budynki, wysadzaja bunkry. W nocy luny, w dzien pioropusze dymow, roznokolorowe gejzery ognia, w powietrzu swad, iskry i rozpalony kurz, fruwaja sadze, pierze, szmaty, papiery... Charakterystyczny odor palacych sie ludzkich cial, betow, galganow ... Smierc cuchnie. 8 maja 1943. Pada bunkier przy Milej 18. Ginie smiercia samobojcza Mordechaj Anielewicz i czesc sztabu ZOB-u. 12 maja 1943. Szmul Zygelbojm, dzialacz Bundu, czlonek Polskiej Rady Narodowej w Londynie, popelnia samobojstwo by poruszyc "sumienie swiata". Pisze w ostatnim liscie adresowanym do Prezydenta Raczkiewicza i do Prezesa Rady Ministrow Sikorskiego: ..."Smiercia swoja pragne wyrazic najsilniejszy protest przeciw biernosci, z ktora swiat przyglada sie i dopuszcza do zaglady ludu zydowskiego"... A w noc grozy co przyjdzie po dniach kul oraz mieczy wyjda z kufrow i domow wszystkie zydowskie rzeczy I wybiegna oknami, beda szly ulicami, az sie zejda na szosach nad czarnymi szynami. Wszystkie stoly i stolki, walizeczki, tobolki, garnitury, sloiki, i platery, czajniki i odejda i zgina, nikt nie zgadnie co znaczy, ze tak rzeczy odeszly, i nikt ich nie zobaczy. Warschau, den 16. Mai 1943 Das ehemalige judische Wohnviertel Warschaus besteht nicht mehr. Mit der Sprengung der Warschauer Synagoge wurde die Grossaktion um 20.15 Uhr beendet. Der SS- und Polizeifuehrer im Distrikt Warschau gez. Stroop SS-Brigadefuehrer u. Generalmajor d. Polizei ------------------------------------- Tadeusz K. Gierymski P.S. Potyczki w getcie, "wylawiania" i mordy ciagnely sie jeszcze przez dlugi czas po dacie tego raportu. _______________________________________________________________________ Jacek WalickiTRZY TYGODNIE W POLSCE ====================== (marzec/kwiecien '92) Sam raz widzialem cud. Bylo to wtedy, gdy obylo sie bez cudow. (St. J. Lec) Pojechalem zobaczyc nowy cud nad Wisla (i Odra). Bylem trzy tygodnie, ale im dluzej bylem tym mniej widzialem. Po pewnym czasie wszystko zaczyna wydawac sie normalne, gdy naprawde nie jest. Staralem sie skrzetnie notowac na goraco co widzialem i jak to widzialem. Staralem sie szukac roznych opinii i zrodel, ale nie mam najmniejszych watpliwosci, ze moje widzenie bylo subiektywne. Wynikiem moich notatek jest bardzo osobisty dzienniczek z tej podrozy. ---- (Dojazd) Lecialem do Berlina (bo taniej). Muru nie ma, ale sa po nim slady. Na scianie szarej kamienicy, pomiedzy jednymi drzwiami a drugimi, jak cien z Hiroszimy, widac duch muru. Nie widzialem muru gdy stal. Teraz go widze, gdy juz go nie ma. Zaraz obok biergarten. Zimno jak diabli, ale pijemy z Jurkiem (ktory odebral mnie z lotniska) dobre piwko. Pod Brama Brandeburgska sniadzi mezczyzni sprzedaja ruskie czapki, medale i uszanki. Na granicy w Olszynie kupa barakow. Trudno mi powiedziec gdzie sie zaczyna Polska. Jurek szuka kogos zeby mu podbili jakis papier celny. Polskie 'graniczniki' nie wykazuja zadnego zainteresowania. Przynajmniej do chwili, gdy Jurek mowi do mnie dosyc glosno "Pokazales paszport? no to mu pokaz". Na co z okienka wychyla sie mundurowy i mowi kasliwie "Mu!? to do krowy!". Jestem w Polsce. Krzaczki, laski, mgielki i mzawka. Pieknie. Nowa prywatna stacja benzynowa. Obok nastojaszczyj mobile home. W pisuarze za dwa siki cztery tysiace. Za chwile w lesie policja lapie nas za jazde stowka (a trzeba bylo 90). "Dycha za dyche" mowi przyjaznie policjant. Zadnego ale. Sto tysiecy mandatu i jedziemy dalej. Wroclaw wita deszczem i dziurami w jezdni. Mam ostre zapalenie spojowek. Wizyta w spoldzielni lekarskiej (Vita). Dzwonie o 8:15. "Niech Pan przyjdzie zaraz! bo doktor jest do 8:30". Niemozliwe. Jestem za daleko. "Wiec niech Pan przyjdzie o 9:30". Czy mozna umowic sie na okreslona godzine - pytam. "Nie trzeba - niech Pan przyjdzie o 9:30". O 9:30 okazuje sie, ze jestem szosty. Place 50 tysiecy i siadam w kolejce. O 9:45 pielegniarka spisuje czekajacych. O 10-tej przyjmuja pierwszego pacjenta. O 11-tej dostaje trzy recepty do zrealizowania w aptece na parterze (36 tysiecy). Obgolone nastolatki pod Ratuszem pija piwo z butelek i kiedy kieruje kamere w ich strone patrza na mnie bez usmiechu. W 'Feniksie' pelno towaru. W wejsciu wozki robiace popkorn. Nagle jakas reka zaslania mi obiektyw i mloda, atrakcyjna sprzedawczyni mowi stanowczo "nie wolno!". Obok dwaj mlodziency wtracaja sie zaraz "jak nie wolno! co nie wolno!?". I do mnie: Sprechen Sie Deutsch? ---- Anka: "Wszyscy robia interesy. Nie maja czasu pogadac. Dzwonia tylko, zeby cos zalatwic albo ustalic. Ja tez bym chciala miec interes..." Grazyna: "Niedlugo w moim przedsiebiorstwie tylko dyrektorzy zostana, bo nas zwalniaja bo nie ma pieniedzy. Ale zeby cos dyrektory pokrecily glowa jak zarobic to tego nie widac. Firmy prywatne w tej branzy opieraja sie glownie na kontaktach, znajomosciach i dalej na lapowkach. Wy co wracacie po dziesieciu latach, nie macie szans bo nie znacie ukladow." Fela: "Czytam NIE - bo wtedy rozumiem podklad pyskowek w Sejmie." --- 8:30 rano. Wygladam przez okno. Czterech jezdzcow apokalipsy trzymajac butelki za szyjki z trudem pokonuje chodnik. A ja zastanawiam sie czy istnieje jakakolwiek forma wiezi spolecznej. Nawet, a moze najbardziej, w lokalnym sensie. Ciagle slysze "my" - znaczy dobrzy, i "oni", nieznani - znaczy zli. Moi znajomi czuja sie w mniejszosci. Na marginesie i niepotrzebni. Sa skonfudowani faktem, ze wszyscy w ich otoczeniu glosowali na Unie, a "rzadzi" ZChN. Wiec pesymizm i uczucie wyobcowania. Prawdziwe zaambarasowanie wystepami Walesy. Akurat Prezydent pojechal do Niemiec. I choc o tej dupie i nocniku naprawde bylo niewiele, to trudno to zignorowac. Trudno tez machnac reka na komentarze z niemieckich gazet, ze propozycje EWG bis i NATO bis sa wyraznie niedopieczone skoro Prezydent Walesa nie potrafil nic konkretnego odpowiedziec na pytania 'w tych tematach'. Pytam niektorych co wiedza o programie rzadowym. Nikt nie potrafi mi udzielic nawet przyblizonej i prostej odpowiedzi. To pytanie najczesciej wywoluje tyrade na temat bylych i obecnych afer gospodarczych i 'tego co wyprawiaja czarni'. W mediach trwa taniec chocholow "poszerzajacych" rzad. Zaczal sie grubo przed moim przyjazdem. Nikt naokolo mnie specjalnie sie tym poszerzaniem nie przejmuje. Wszyscy maja raczej cyniczny stosunek do terazniejszosci (a zatem i przyszlosci) politycznej Polski. Pierwszy raz dociera do mnie, ze Walesa przynosi wiecej szkody niz pozytku. Zwlaszcza psychicznego. Zupelnie nie odczuwam jakiejkolwiek formy identyfikacji z panstwem, jego problemami i przyszloscia. Mowia nan' "Burak". Ide na Politechnike. Duzo pecetow. Duzo dymu papierosowego. Wsrod pracownikow marazm. Do samej gory. Przyznaje, sytuacja jest trudna i trzeba byc tytanem zeby z niej wyjsc. Na pecetach supergry. Pierwszy raz widze 3D Tetris. W stolowce politechnicznej jak bylo. Kompot z kotla jak za dawnych lat. W Instytucie zapraszaje mnie na seminarium. Dostaje folie ale jakos nie mozna akurat znalezc pisakow. Obiad z daleka kuzynka z Drawska. Oboje z mezem stracili prace w lokalnych zakladach. Otworzyli piwiarnie. Idzie im to niezle. Spozycie piwa wzrasta o jedna beczke w dniu wyplat. Dwaj panowie koncza piwko na skwerku i z fantazja wala butelkami o asfalt. Nikt im nie zwraca uwagi. Pewnie ludzie sie boja. Ja tez. Obawa przed 'kryminalnym elementem' juz dorownuje (albo nawet i przewyzsza) takiez obawy w duzych amerykanskich miastach. Czy uzasadnione - nie wiem do konca. Ale codziennie w gazecie jest o pobiciach, wlamaniach i rozrobach (najczesciej z bronia gazowa). Czesto przez 14 - 16 latkow. Janusz nosi gazowego 'colta' (wyglada jak zywy) w kaburze pod pacha. Idzie nowe. Idzie szybko. Zwlaszcza w tych najbardziej paskudnych objawach. Przemoc, egoizm, glupota. Dlaczego to pierwsze? Napis na murze: SKINI DO GAZU --- Grazyna: "W wielu szkolach podstawowych i srednich jest problem narkotykow i zupelnego braku dyscypliny. Strach tam dziecko poslac. Wiec bogatsi zabieraja swoje dzieci do szkol prywatnych." Aldona: "Przywiezli nam dziewczyne ze szkoly sredniej. Ktos ja w ubikacji zlal gazem paralizujacym." Baska: "Nie moge scierpiec tych mlotow z pieniedzmi. Kiedys nie musialam sie z takimi stykac, a teraz oni rzadza, a ja nie wiem co z tym zrobic. Chamstwo z pieniedzmi liczy sie bardziej niz inteligencja z intelektem." --- Piewszy lykend (kopiuje to slowo z jakiegos plakatu zapowiadajacego "Lykend'92"). Jade w najmniejsze i najwspanialsze gory swiata (bo tyle tam wspomnien zostawilem) - Skalki kolo Trzcinska. Doktor matematyk Czesio prowadzi teraz Skalkowe taborisko. Jest slicznie i sielankowo. W Skalkach wycinka drzewa bo czesc lasu marnieje. Ale lasy dalej wygladaja okazale i spacery sa znakomite. Wiecej smieci. Tym razem to juz opakowania po jogurcie i plastikowe woreczki. Drwale pracujacy przy wycince ukradli Czesiowi rurociag i oltarz lesny. W lesie bylo - znaczy niczyje. --- Ksiezulo jakis, w TV: "zaplodnienie poza lonem matki (in vitro) to pogwalcenie prawa dziecka do matczynego plodu". Anka: "Zakon Franciszkanow robi znakomite rzeczy dla dzieci uposledzonych (ruch muminkow i paszczakow). ... Nastapila absolutna deprecjacja wyksztalcenia. Hucpa Solidarnosciowa dorwala sie do koryta. Korupcja i poczucie bezsilnosci wobec niej sa obezwladniajace. ... W literaturze nic specjalnego i nowego sie ostatnio nie dzieje." --- Wieczorem autobusikiem bardzo przegubowym do F. Wsiadamy przy Dworcu Glownym. Stoi tam chyba ze sto taksowek (w trzech rzedach). Z tylu autobusu wytaskuja sie Rosjanie z wielkimi czemodanami. F. opowiada o rzeczywistosci gospodarczej. Sytuacja prawna jest niezwykle pogmatwana, a w dodatku brak dobrej woli na wszystkich szczeblach. Kazdy dba o swoj interes i swiat jest widziany wylacznie przez pryzmat strat i zyskow. Julia pracuje w firmie kartograficznej. Roboty mnostwo - przez zmiany nazw (ulic i wszystkiego). Wedruje na Jatki i natykam sie na otwarcie solowej wystawy w galerii tkanin. Sympatyczne rozmowy. Dostaje kawe i harcerzyka. Filmuje wszystko dla Anki i rozmawiam z szefowa o stanie sztuki. Ciezko. Zeby utrzymac galerie, sprzedaje welne. Coraz wiekszy nacisk na zamiane artystowskich sklepikow na butiki itp. Pocieszam ja, ze w Colorado jest tak samo. Pije sie jak dawniej, pali tez. Dym papierosowy dokucza mi wszedzie. Odzwyczailem sie. Pewnie bym sie z powrotem przyzwyczail. Chociaz z paleniem to jest chyba nieco lepiej. Wsrod znajomych pali sie mniej. Wszedzie niedopalki. Na przystanku tramwajowym, pomiedzy torami, sa ich setki. Staly watek rozmow to samochod. Ameryka jest niby krajem urzadzonym przez samochod, ale dopiero tutaj widac do czego dominacja auta moze doprowadzic. Jezdnia jest do jezdzenia, wiec parkuje sie na chodnikach, wiec chodzi sie po trawnikach. Logiczne. Porownuje Wroclaw ze znanymi mi duzymi miastami amerykanskimi. Duzo podobienstw, ale i tez jedna zasadnicza roznica. Wroclaw wyglada w moich oczach jak olbrzymia 'zla dzielnica', w ktorej mieszkaja obok siebie, czasem w rownie absurdalnych warunkach i ukladach, bogaci i biedni. W przejsciu podziemnym na Swidnickiej koczuje 'szambonurek' z dwoma psami. Trzy metry nad nim mkna Mercedesy za pol miliarda. Polska kraj kontrastow. Pomiedzy rozwalajacymi sie kamienicami staja nowe plomby. Moze to podciagnie i reszte. Ale na razie ludzie sie zachowuja jakby im brud, kurz i degeneracja ulic i budynkow nie przeszkadzala. Oby tylko ich wlasne rzeczy funkcjonowaly. Tkanka gospodarcza to lekko obrzekniete trzydziestoparolatki w bialych skarpetkach z interesownym wyrazem zaaferowania na twarzy. Starsi ludzie przemykaja sie w cieniu. "Zatrudnie mloda, ladna ekspedientke". Wczesny a pazerny kapitalizm powoduje, ze w rownouprawnieniu kobiet nic sie dobrego nie dzieje. Ze o losach kobiet decyduja mezczyzni. Jak wszedzie zreszta. Swiatlejsze kobiety protestuja, 'ale kto by tam bab sluchal'. Teraz sa rekolekcje, co w praktyce oznacza zaburzenie (a czasem i zawieszenie) normalnego funkcjonowania szkoly. O dziwo niewiele sie o tym mowi. Dowiaduja sie, ze tak jest z przypadkowej rozmowy. Pytam znajome nauczycielki co sie dzieje z niewierzacymi dziecmi. "Nie wiem" slysze. Ale im bardziej rozmawiam to staje sie oczywiste, ze "problemu" niewierzacych prawie nie ma. Nawet niewierzacy sa "wierzacy" gdy siedza cicho. Religia ma byc na swiadectwie. Jak kto niereligijny to moze miec 'etyke'. Tylko nauczycieli etyki nie ma i nie wiadomo jak tego uczyc. Ale nie bedzie chyba problemu, bo rodzice 'dla swietego spokoju' posylaja dzieci na religie. Niewierzacy rodzice tez. Rownoczesnie w domu lza "czarnych". Kiedys tak zaliczalismy 'Podstawy Marksizmu'... Seminarium w Instytucie. CASE - Why & How. Folie przygotowalem po angielsku bo mi nijak nie szlo inaczej, ale mowilem po polsku. Mowilo mi sie opornie, choc sluchacze twierdzili, ze nie zauwazyli. Juz dawno sie tak nie nameczylem przez poltorej godziny wykladu. Kilka razy zwracalem sie o podporke jezykowa do doktorantow siedzacych pod sciana. Odpowiadali mi zazwyczaj angielskim teminem. Ja: debugger? Oni: debugger! Wsio charaszo. Choc byli ciekawi to wykladu nie przerywali. Jestem przyzwyczajony do bardziej agresywnej, zywej sali. Moze zapomnialem jak to bylo. Z pytan wynikala niemoznosc i marazm. Smutne. Rozmowy z profesorami i adiunktami (szanowanymi za wklad naukowy w szerokim swiecie). Jest calkiem dobry sprzet (tzn. dobre pecety). Pomieszczenia wygladaja marnie. Kurz. Ludzi pala. Rozmawiam z profesorem i adiunktem. Pytaja czy pale. Gdy odpowiadam, ze nie, obaj zapalaja. Kontynuujemy rozmowe. (Wyjazd) Pakuje sie. Wyrywam cale strony z Wyborczej. Pakuje ksiazki dla moich dziewczyn, pol litra bimbru, kalosze dla malej Hanki, 6 godzin video. Wieczorem ostatnie 'posiady'. Wiesio opowiada o nocnym zyciu (w wersji ulicznej). Obecna cena 200, 300 tysiecy za 'numer'. O czwartej rano wyjezdzamy do Berlina. Na pytania kiedy znowu przyjade odpowiadam wymijajaco. ----------------------------- Jacek Walicki PS: Dziekuje Rafalowi Konopce za konstruktywne uwagi. ________________________________________________________________________ Tomek Sendyka ([email protected]) RODNEY KING - NASZA WSPOLNA WINA? ================================= Wlacza sie teraz radio - zamieszki w Los Angeles, wlacza sie telewizor - zamieszki w Los Angeles, pralki nie wlaczam, ale pomyslalem sobie, ze nic sie nie stanie, jezeli po wlaczeniu komputera tez wyskoczy komentarz na temat losangelitanskich zamieszek. Wyroku uniewinniajacego nie spodziewalem sie, podobnie jak chyba wiekszosc ludzi sledzacych te wydarzenia. Bardzo nie lubie procesow pokazowych, tak dobrze nam znanych z okresu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, a proces czterech policjantow oskarzonych o pobicie pijanego kierowcy byl w pewnym sensie takim procesem. Czterech ludzi odpowiadalo za pobicie czlowieka, a patrzyla na to cala Ameryka. Cala Ameryka spodziewala sie przykladnej kary. Ale dla mnie bylo to oczekiwanie na igrzyska. Tych czterech policjantow mialo zostac rzuconych na pozarcie gawiedzi, odpowiedziec nie tylko za to pobicie, ale i za wszystkie inne pobicia i naduzycia policji w Los Angeles, i reszcie Stanow Zjednoczonych. A takze mieli oni byc czastka wyrownania rachunku za wszystkie potworne krzywdy, za lata niewolnictwa, segregacji czy reganomike rujnujaca wielkomiejskie getta. Wyrok "niewinni" przyjalem z ulga. Spodziewalem sie ostrych slow i protestow, ale to, co sie stalo, przeszlo moje oczekiwania. Tradycja sadownictwa amerykanskiego, opartego na Magna Carta, mowi, ze sadzic powinni rowni oskarzonemu ("peers"), wiec przeniesienie miejsca procesu i co za tym idzie dobor sedziow przysieglych nie szokowal mnie i nie oburzal. Komentatorzy sa zgodni, ze gdyby proces odbyl sie w centrum Los Angeles, to wynik bylby inny. Zapewne tez kilku z ludzi, ktorzy pladrowali sklepy, znalazloby sie wsrod przysieglych. To, co stalo sie w Los Angeles, to co wszyscy widzielismy w telewizji (nawet ja, mimo iz telewizora nie posiadam, ani nie znam soltysa, co firanek nie zasuwa, odwiedzalem znajomych, zeby cos poogladac), pozwala mi zrozumiec brutalne zachowanie policjantow. Oni wiedza, co sie w miescie dzieje, a sa tez tylko ludzmi, rodzicami, malzonkami, sa odpowiedzialni za swoje zycie. Na codzien sa odpowiedzialni za bezpieczenstwo w tych najgorszych zakatkach miasta. Jezeli czlowiek nie zatrzyma sie na wezwanie i nie podporzadkuje wezwaniom, obrywa, zanim sam zdazy zbic policjantow. Jest to zle i odrazajace, ale najlatwiej jest w takiej sytuacji powiedziec "winny". Pytanie tylko, kto jest winny i do jakiego stopnia. Nie wiem, czy wszyscy zdaja sobie zprawe, ze czesto pobicie przez policje jest jedyna kara, jaka spotyka przestepce za niewielkie wykroczenia. Prawie rok temu zostalem poproszony o zawartosc portfela przez niezbyt ladnie wygladajacego, acz dosc grzecznego czlowieka. Moj rozmowca poinformowal mnie, ze jak sie nie przestane ociagac, to wyjmie on rewolwer. Wkrotce oddalil sie w pospiechu. Nie na dlugo jednak, zostal zatrzymany przez policje kilka minut pozniej. Po spisaniu raportu zostalem poproszony bardzo grzecznie przez policjantow o laskawe zjawienie sie na rozprawie. Zjawilem sie, ale oskarzony sie nie zjawil. Wypuszczono go, bo w areszcie nie ma miejsca. Dwa dni pozniej widzialem go na tym samym rogu. Spedzilem wowczas troche czasu na rozmowach z policjantami. Bardzo jest to dla nich frustrujace, jak lapia czlowieka, niejednokrotnie z narazeniem wlasnego zycia, ktory zaraz potem wychodzi na wolnosc i dalej stanowi zagrozenie dla otoczenia. Jedyne co tak naprawde mozna zrobic, to mu przylac. Za burmistrza Rizzo, w mojej Philadelphii bicie przez policjantow bylo standardowa praktyka. Jaki ma pasc wyrok w procesie tego - jak by na to nie patrzyc - odrazajacego procederu? Ja mowie "winny". Ale nie powiedzialbym "winny" w procesie policjanta zlapanego na goracym uczynku. Bo on jest najmniej w tym wszystkim winien. A juz na pewno nie powinien taki policjant zostac "przykladnie ukarany", za wszystkie zbrodnie, o ktorych za chwile. Wiec kto tu jest winny? Do niedawna moglem powiedziec "nie ja". Moglem powiedziec, ze zaden z moich przodkow nie handlowal niewolnikami, nie wyzyskiwal ich na plantacjach bawelny, ani nie wyrzucil ich jak smieci bez szans na normalne wyksztalcenie, gdy przyszly maszyny i mozna juz bylo czarnych niewolnikow wyzwolic. Zaden z moich przodkow nie czerpal korzysci z takiej sily roboczej, a co za tym idzie z dynamicznie rozwijacego sie dobrobytu. W tym roku dostalem Zielona Karte i powoli doszlo do mojej swiadomosci, ze jestem teraz jednym z winnych. Wchodzac to tego Wspanialego Kraju, przejmuje na siebie czastke winy za potworne grzechy, na jakich ten kraj zostal zbudowany i jakie popelnili nieliczni w sumie ludzie i do tego dawno temu. Obecna Ameryka, to przeciez zespol ludzi, ktorych przodkowie w wiekszosci przyjechali juz na gotowe, gdy cale zlo zostalo juz popelnione, gdy Indianie zostali juz przegnani na zachod, zapedzeni do rezerwatow, nieodwracalnie zniszczeni wraz ze swoja kultura i tradycjami. We wspolczesnej Ameryce malo jest ludzi, ktorych bezposredni przodkowie dorobili sie na plantacjach bawelny. Wiekszosc przyjechala - podobnie jak i ja - juz po wszystkim, kiedy to Afrykanczycy stali sie juz tylko niepotrzebnym balastem w tym pieknym, kwitnacym kraju. No i zapomniano o problemie. Do lat szescdziesiatych sytuacja tych zapomnianych Amerykanow byla bardzo zla. Wybuchlo to dosc nagle i wszystkich obudzilo. Dostrzezono problem. Tylko nie bardzo bylo wiadomo co z tym zrobic. Powstaly najrozmaitsze programy w rodzaju "equal opportunity", czy "affirmative action". Wprowadzono na sile rownouprawnienie, ktore tylko zaostrza konflikty rasowe. Upycha sie Afrykanczykow i wszystkich innych reprezentantow uposledzonych spolecznie grup tam, gdzie sie da, i demonstruje Urbi et Orbi, ze tak nalezy postepowac. Tylko ze denerwuje to zarowno ludzi, ktorzy nie dostaja awansu, czy tez pieniedzy na studia dlatego, ze sa biali, jak i nie satysfakcjonuje spoleczenstw owych mniejszosci, dla ktorych jest to nie tylko kolejny pic na wode, ale i zabieranie im najwartosciowszych jednostek, ktore wejda w normalne zycie w spoleczenstwie bialej wiekszosci zapominajac o reszcie, ktora szybko przeistacza sie w warstwe marginesu. (Wyrywanie Afrykanczyka z jego srodowiska i urzadzanie go w swiecie bialego czlowieka nazywa sie od niedawna w "social sciences" klarencyzmem - tlumaczenie moje slowa "clarencism" - od Clarence'a Thomasa, ostatnio nominowanego sedziego sadu najwyzszego). No i dzialania takie, choc w zamysle szlachetne, przynosza troche szkod i troche korzysci. Ale problemu w zadnym stopniu nie rozwiazuja. Bo co z tego, ze Afrykanczycy beda stanowic iles procent tu i tam, jak przewazajaca ich masa w wielkich miastach nadal nie bedzie miec zielonego pojecia o tym, co to jest swiat, nie mowiac juz o mozliwosci zdobycia elementarnego wyksztalcenia. Co z tego, ze maja oni te same prawa obywatelskie? Maja te same prawa, i Ameryka tym sie szczyci, pokazuje to calemu swiatu i co wiecej przykazuje postepowac swoim szlakiem. A jak ktos ma inne zdanie, to nawet nakazuje to roznymi sankcjami. Rowne prawa dac bylo latwo, to nic nie kosztowalo. Przynajmniej w danym momencie. Ale czy nie trzeba bylo dac czegos wiecej? Wyksztalcenia? Odrobiny szacunku i serca? Przygotowac jakos tych niechcianych przybyszow do zycia w spoleczenstwie, w ktorym sie niechcacy znalezli? A moze nawet z pustymi prawami troche zaczekac? Czy aby na pewno ma Poludniowa Afryka podazac amerykanskim szlakiem? Mamy, co mamy, jest ZLE, i bedzie jeszcze gorzej. W gettach w wielkomiejskich aglomeracjach tylu zawodowo czynnych mezczyzn nie ma pracy, i nawet nie probuje jej znalezc. Dla dzieci, ktore rosna w tych osiedlach, narkotyki i zablakane kule sa chlebem powszednim. Rosnie kolejna stracona generacja. Ameryka ma wielki problem, ktorego nie rozwiaze jeden pokazowy proces, ani nawet "affirmative action" i inne programy wziete do kupy. Jest to juz bowiem problem kazdego z nas indywidualnie, kazdego, kto tu mieszka. Placimy za niewolnictwo, i za pospieszne wyrzucenie milionow ludzi na smietnik. A co mozemy zrobic? Chyba tylko tyle, ze dotrzemy z oswiata na samo dno getta, ze mlodemu pokoleniu pokazemy inny swiat, w ktorym bedzie moglo ono zyc, i ktory prawnie do niego tez nalezy. I o ile dla pokolenia zawodowo (nie)czynnego chyba nie ma juz ratunku i jedynym srodkiem jest niekiedy twarda policyjna palka, to musimy myslec o tym, ze trzeba jakos odpowiedzialnie inwestowac w mlodziez. Tomek Sendyka ________________________________________________________________________ Andrzej Kobos ([email protected]) NIESCISLOSC =========== Szanowny Redaktorze, Wstyd mi sie przyznac, ale dopiero dzisiaj zauwazylem niescislosc i blad w pewnej dacie, przytoczonej przez Zbigniewa Paska w Spojrzeniach nr. 19: > Zbigniew J. Pasek > HISTORIA POLSKI DZIEN PO DNIU - MARZEC > 7. 1945 Aresztowanie przywodcow AK przez NKWD Sadze, ze chodzi tutaj o aresztowanie 15 przywodcow Polski Podziemnej, z ostatnim dowodca wtedy juz rozwiazanej Armii Krajowej, gen. bryg. Leopoldem Okulickim, ps. "Niedzwiadek". Aresztowanie to nastapilo w dniach 27 i 28 marca w Pruszkowie. Gen. Okulicki zostal aresztowany 27 marca i byl jedynym "przywodca" AK w tej grupie. Pozostali byli politykami cywilnymi. (16-ty polityk zostal aresztowany wczesniej). Gen. Okulicki zostal najprawdopodobniej zamordowany przez NKWD w wiezieniu na Lubiance w Moskwie 24 grudnia 1946 r. Natomiast, rzeczywiscie, 7 marca 1945 r., zostal przypadkowo aresztowany przez NKWD w Milanowku gen. brygady Emil Fieldorf, wowczas dowodca organizacji "NIE". [...] Andrzej Kobos ________________________________________________________________________ Wlodzimierz Holsztynski ([email protected]) A PROPOS GIEDROYCIA =================== W swoim kolejnym imponujacym artykule w "Spojrzeniach" nr. 22 p.t. "Cud wydawniczy, czyli Instytut Literacki Giedroycia", Tadeusz Gierymski przypomnial nam, jak niezwyklym bylo przedsiewziecie Giedroycia, czlowieka, ktory na wielkie czerwone slonce porwal sie majac tylko motyke i sile ducha (zreszta czarne slonce bylo Giedroycowi rownie wrogie). Tadeusz Gierymski wspomina tez pewne historyczne fakty, ktore raz jeszcze, implicite, ilustruja teze o organicznej jednosci komunistow (czy tez ekstremalnej lewicy) i faszystow/szowinistow (ekstremalnej prawicy). Na ten szczegolny przypadek znanego powiedzenia, o spotykaniu sie przeciwleglych skrajnosci, ludzie zwrocili uwage juz od dawna. (Ostatnio ten poglad byl przypomniany na lamach "Spojrzen" przez Jurka Krzystka i mnie w "Spojrzeniach"). W artykule Tadeusza czytamy nastepujacy cytat z Michnika: Na wygnaniu Kultura oskarzana byla o kryptokomunizm, przez prase w Polsce o zwiazki z agenturami szpiegowskimi na zachodzie, a gdy ostro zjechala rzad za kampanie antysemicka w 1968 r., o syjonizm. Pozornie, dwie strony, super-lewa i super-prawa mowia rozne rzeczy. Ale bija w te sama/ instytucje. Obiektywnie patrzac, a nie na slowne detale, obie "super-strony" dzialaja w pelnej "harmonii" ku nieszczesciu wiekszosci z nas. W tym wypadku ich zgodnie nienawistna reakcja byla skierowana przeciwko "Kulturze". [...] Wlodzimierz Holsztynski ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek ([email protected]) Zbigniew J. Pasek ([email protected]) Jurek Karczmarczuk ([email protected]) Mirek Bielewicz ([email protected]) Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed' dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish. ____________________________koniec numeru 24____________________________