______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 10.04.1992. nr. 20 _______________________________________________________________________ W numerze: Witold Karczewski - Pismo do dyrektorow instytutow naukowych Hugon Karwowski - Odpowiedzialnosc za slowo - polemika Jurek Krzystek, Wlodzimierz Holsztynski - 360-stopniowe wahadlo Michal Radgowski - Ustroj Tomasz Wlodek - Massada (cz. II) Jerzy Wojcik - Zbyszek Cybulski Elzbieta Chelkowska - O profilu "Spojrzen" - list do redakcji Maciek Bl\asikiewicz - Strata czasu? - list do redakcji _______________________________________________________________________ Od red. [J.K-ek]: Wydaje sie, ze wiekszosci czytajacych te slowa nieobce jest zainteresowanie stanem nauki polskiej. Wiedza nasza zalezy jednak od posrednich najczesciej informacji. Sadzimy wiec, ze moze Panstwa zainteresowac autentyczny dokument zawierajacy konkretne liczby, przyslany nam przez Romka Kotowskiego z Warszawy. W pozostalej czesci numeru prezentujemy glos Hugona Karwowskiego polemizujacy z esejem Andrzeja Kobosa z numeru 18, kontynuacje reportazu Tomka Wlodka z Izraela oraz inne teksty. Szczegolnie jestesmy wdzieczni za listy do redakcji, choc akurat dwa zamieszczone prezentuja calkowicie odmienny poglad na te sama sprawe. _______________________________________________________________________ Warszawa, 1992-03-10 PRZEWODNICZACY KOMITETU BADAN NAUKOWYCH Do Panow/Pan Dyrektorow/Kierownikow - Instytutow i innych placowek Polskiej Akademii Nauk - Instytutow i innych jednostek badawczo-rozwojowych Ustawa o prowizorium budzetowym okreslila wydatki na badania naukowe w pierwszym kwartale 1992 r. na poziomie 1 054 mld zl. Obliczenia przeprowadzone przez Komitet Badan Naukowych wskazuja, ze minimalna kwota niezbedna dla racjonalnego prowadzenia badan w Polsce - po dokonaniu niezbednej restrukturyzacji - wynosi 10 000 mld zl w calym roku 1992. Kryzys budzetu Panstwa zwiazany z utrzymujaca sie recesja stwarza jednak trudniejsza sytuacje; kwoty przewidziane na nauke w najnowszej wersji projektu budzetu na 1992r. wynosza zaledwie 7.5 bln zl., tj. ok. 70% podanej wyzej sumy. Zmusi to KBN do zaostrzenia polityki "trudnego pieniadza", a placowki naukowe do wprowadzenia calego szeregu pociagniec restrukturyzacyjnych. Przewiduje sie, ze 40 - 45 % tegorocznego budzetu skieruje sie na finasowanie dzialalnosci statutowej jednostek naukowych i badawczo-rozwojowych. Utrzymane bedzie ostre zroznicowanie miedzy jednostkami zaliczanymi do kategorii A, B i C; proporcje przyznawanych srodkow ukladac sie beda odpowiednio jak 3,6 : 1,8 : 0,5. Nalezy przy tym stwierdzic, ze nawet jednostki zaliczane do kategorii "A" beda zapewne zmuszone do racjonalizacji swych dzialan. W obliczu przedstawionej wyzej sytuacji, widze pilna koniecznosc dokonania glebokiej reformy na poziomie placowek (jednostek) naukowych. Celem tej reformy musi byc zapewnienie mozliwosci prowadzenia najwazniejszych, najbardziej wartosciowych badan, a takze zachowanie potencjalnych szans szybkiego rozwoju wowczas, gdy nastapi poprawa sytuacji finasowej nauki. Komitet Badan Naukowych nie moze formulowac wytycznych dla poszczegolnych jednostek naukowych. Wydaje sie jednak pewne, ze przy planowaniu decyzji dotyczacych biezacego roku niezbedne bedzie w kazdej placowce: 1. Okreslenie zakresu i tematow badan, ktore beda prowadzone. Nalezy tu zastosowac ostre kryteria poziomu naukowego, weryfikowalnej przydatnosci praktycznej oraz mozliwosci i potrzeby pespektywicznego rozwoju - w zgodzie z interesami Panstwa. 2. Staranne i oszczedne zaplanowanie kosztow restrukturyzacji w najblizszych miesiacach, a w szczegolnosci zas: - kosztow wynagrodzen dla pracownikow zwalnianych; - kosztow wynagrodzen i odpraw w przypadku zwolnien grupowych; - kosztow likwidacji, badz "zamrozenia" czesci zaplecza badawczego placowki. 3. Zapewnienie mozliwie optymalnych warunkow pracy i wynagrodzen pracownikom pozostajacym w jednostce. Komitet sugeruje Dyrektorom wprowadzenie uprzywilejowan placowych ("dodatkow stabilizacyjnych") dla najzdolniejszych mlodych pracownikow naukowych i dla najwyzej notowanych specjalistow. Nie po raz pierwszy zwracamy uwage, ze utrzymanie mlodej kadry w placowkach naukowych i badawczo-rozwojowych jest warunkiem sine qua non rozwoju tych jednostek, a jej odejscie grozi w niedalekiej przyszlosci upadkiem nawet najlepszych z nich. 4. Poczynienie wszelkich mozliwych (ale i racjonalnych) oszczednosci w wydatkach biezacych. 5. Bardziej aktywne, niz dotad, ubieganie sie o srodki finansowe: - z innych strumieni finansowania KBN (granty, projekty celowe, projekty zamawiane, DOT); - ze zrodel pozabudzetowych, takich jak sprzedaz wynikow prac, dzialalnosc gospodarcza, srodki fundacji, pomoc zagraniczna; np. wykorzystanie tej ostatniej jest - mimo znacznych i coraz to rosnacych mozliwosci (NATO, EWG) - niewielkie. Pragne z naciskiem podkreslic, ze srodki przekazywane jednostkom w najblizszych miesiacach musza pokryc koszty koniecznych pociagniec restrukturyzacyjnych i nie powinny byc przeznaczone na utrzymywanie obecnego stanu posiadania w niezmienionym ksztalcie. Ponownie stwierdzam, ze wszelkie odwolania od decyzji Komitetu beda mialy znacznie wieksze szanse uwzglednienia, gdy jednostka przedstawi podjete przez przez nia konkretne dzialania restrukturyzacyjne. Odpowiedzialnosc za niepodjecie w pore koniecznych, starannie przemyslanych krokow obciazy kierownictwa placowek, ich rady naukowe, a takze organy nadzorujace, ktore powinny aktywnie korzystac ze swoich uprawnien na podstawie wlasnego rozeznania potrzeb wlasnych. Chcialbym zwrocic Panstwa uwage na znaczenie stanowiska, jakie zajma w obecnej sytuacji zwiazki zawodowe i inne ciala spoleczne. Nieustepliwe stanowisko rewindykacyjne moze latwo doprowadzic do szybkiej likidacji jednostki, natomiast uczestnictwo w ustalaniu, a takze poparcie racjonalnych i merytorycznych kryteriow restrukturyzacji (chodzi tu zwlaszcza o pozytywna selekcje pracownikow) moze znacznie zwiekszyc szanse przetrwania i przyszlego rozwoju placowki. Komitet Badan Naukowych zrobi ze swej strony wszystko, aby decyzje budzetowe dotyczace nauki uwzglednialy cywilizacyjne, strategiczne cele Panstwa, ktore pokrywaja sie w znacznej mierze z interesami srodowiska naukowego. Ten obszar wspolnych interesow jest i bedzie przedmiotem szczegolnej troski KBN. prof. Witold Karczewski nadeslal: Romuald Kotowski ([email protected]) ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ A teraz sytuacja jednego konkretnego instytutu (IPPT PAN w Warszawie) wg. Romka Kotowskiego: Wg wiarygodnych danych uzyskanych wczoraj (2.04.92) sytuacja wyglada tak: KBN (Komitet Badan Naukowych) obiecal nam na caly 1992 rok 10.5 mld zl na dzialalnosc statutowa oraz 750 mln na DOT (dzialalnosc ogolnotechniczna, czyli np. kupno ksiazek i czasopism). W pierszym kwartale dostalismy 2.5 mld zl. Miesiecznie na przezycie (pensje sa b. niskie, z miesiaca na miesiac nizsze) Instytut potrzebuje ok. 3 mld zl czyli rocznie 12 * 3 = 36 mld, a od pierwszego kwietnia znow wzrosly ceny za energie, co dopiero rozpoczyna lancuszek powyzek ciagnionych. ________________________________________________________________________ Hugon Karwowski ([email protected]) ODPOWIEDZIALNOSC ZA SLOWO - Polemika ==================================== W swoim eseju o Lecu i o zdradzie ["Spojrzenia" nr. 18] Andrzej Kobos pyta, czy mozna zapomniec poecie jego przestepstwa polityczne i po prostu cieszyc sie pieknem dziela. I odpowiada, ze odmawia swojego uznania, cytuje: "zdrajcom i tchorzom niezaleznie od ich zaslug". Obawiam sie, ze moje zycie wewnetrzne bardzo by sie zubozylo, gdybym przed wzieciem ksiazki do reki badal, kto jest a kto nie jest godny czytania. Mielismy w historii literatury polskiej wielu poetow i pisarzy, ktorzy nie popisali sie specjalnie swoja postawa patriotyczna. Mielismy bawidamka i dziwkarza Trembeckiego, jeszcze wczesniej Orzechowskiego, potem przedstawianego carowi w 1832 roku Krasinskiego. Mielismy wielu innych zyjacych pod zaborami i podlizujacych sie carowi albo cesarzowi. Mielismy w miedzywojennym dwudziestoleciu faszyzujacego Nowaczynskiego i komunizujacego Kruczkowskiego. Trudno nawet zliczyc tych, co brali stypendia i talony na malego Fiata od Zwiazku Literatow Polskich pod wodza Jaroslawa Iwaszkiewicza - lista nieczystych jest dluga, a bohaterow krotka. Pojawia sie wiec kwestia, gdzie nalezy polozyc kreske. I jak juz ktos zrobi jedno, dwa czy wiecej swinstw, to czy ma byc w rezultacie potepiony na wiecznosc? Wziawszy jako pierwszy lepszy przyklad Czeslawa Milosza, czy mam mu juz reki nie podawac, bo byl dyplomata reprezentujacym komunistyczny rzad? A co z panem Iksinskim, ktory donosil do UB na swojego kolege literata, zeby przyspieszyc wydanie swojej ksiazki? A co z panem Ygrekowskim, ktory za tlumaczenie enerdowskiej poezji otrzymal od Honeckera order plus tydzien wakacji w osrodku wypoczynkowym dla Hitlerjugend czy jak tam ich zwal? Wielu z tych, ktorzy grzeszyli flirtem z komuna w latach szescdziesiatych, zwalczalo aktywnie teze komune pietnascie lat pozniej. Nie do mnie nalezy wydawanie im cenzurki za caloksztalt dzialalnosci i decydowanie, czy powinni isc do nieba, do piekla czy do czyscca. W swoim oburzeniu na Leca, ktory napisal wiersz o Stalinie, kiedy dzieci zamarzaly, a patrioci jechali na Kamczatke, Andrzej pomija zupelnie kwestie motywacji, ktora prowadzila ludzi do tego, co z perspektywy lat wyglada na jawna zdrade. Nie wiem, czy Lec pisal te bzdury bo sie bal, czy dlatego, ze chcial zrobic kariere, czy dlatego ze potrzebowal pieniedzy na chleb i maslo dla ciezko chorej matki. Trudno jest wydawac wyrok bez znajomosci okolicznosci lagodzacych i obciazajacych. Jest tez prawdopodobne, ze Lec moze po prostu w ten socjalizm i wszechswiatowa rewolucje wierzyl. Jak pisze Milosz w 'Historii Literatury Polskiej' Lec komunizowal na dlugo przed wojna. Mozna go oczywiscie piecdziesiat lat pozniej nazwac glupcem, ale wahalbym sie nazwac jego pean na czesc Stalina 'dnem sluzalstwa'. Byl to raczej wyraz pogladow, ktore Lec wyznawal od dawna. Warto tu moze dodac, za Miloszem, ze po swoich wyczynach we Lwowie Lec spedzil dwa lata w niemieckim obozie koncentracyjnym. Udalo mu sie cudem uniknac smierci i po ucieczce z obozu bil sie z Niemcami w komunistycznym podziemiu. Wyglada wiec na to, ze jego poglady wyrazone w cytowanym przez Andrzeja wierszu nie byly czystym koniunkturalizmem. Nie o to tu jednak chodzi, czy Lec byl czy tez nie byl swinia. Nie probuje usprawiedliwiac niczyjej podlosci, wiem natomiast, ze potepiac jest latwo, trudno natomiast przewidziec, jak sami bysmy sie zachowali w Auschwitz czy na Kamczatce. I co bysmy zrobili, gdyby jedynym sposobem ocalenia wlasnego zycia bylo zostac kapo albo napisac donos na przyjaciela. Przypominaja mi sie tutaj slowa mojego przyjaciela, uczestnika kampanii wrzesniowej, obrony Tobruku i kampanii wloskiej, kilkakrotnie odznaczonego za odwage na polu bitwy. Na pytanie dlaczego nie wrocil w 1946 roku do Polski, gdzie proponowano mu katedre uniwersytecka, odpowiedzial krotko: 'Balem sie, ze sie zeswinie'. I nie wiem, czy lepiej byloby dla ludzkosci, zeby poeta Lec zdechl w lwowskim wiezieniu z patriotyczna piesnia na ustach, czy tez moze lepiej sie stalo, ze napisal wiersz o Stalinie i mial szanse potem zrobic w zyciu cos pozytecznego (czy zrobil, tego nie wiem). Nie jest tez dla mnie jasne, dlaczego decydujaca role w moich moralnych ocenach mialoby odgrywac kryterium wiernosci sprawie narodowej, a nie na przyklad cnoty rodzinne czy obywatelskie. Bohaterstwo, rozlewanie krwi za idee i romantyczny stosunek do historii byly i sa w Polsce znacznie popularniejsze niz praca. Mozna oczywiscie argumentowac, ze bez Powstania Styczniowego nie byloby niepodleglosci w 1918, a bez Powstania Warszawskiego nie byloby obecnej wolnej RP. Ale mozna tez argumentowac, ze obecna RP bylaby znacznie lepsza, gdyby tylu znakomitych ludzi nie zginelo w sierpniu 1944 roku. Na personalna nute, trudno mi uwierzyc, ze moj stryj Hugon powinien byl obrazony uderzyc w 1940 gestapowca w twarz - w rezultacie czego nikt juz go zywego nie widzial. Moze lepiej byloby dla Polski, gdyby zachowal swoj oficerski honor na lepsza okazje i dalej leczyl gruzlikow w Zakopanem. Na koniec, zyczylbym sobie i Andrzejowi, zebysmy mieli dokladna miarke, kto jest a kto nie jest wart naszego szacunku. I zeby ta miarka stosowala sie nie tylko do poetow, ale tez do politykow, dzialaczy spolecznych i innych ludzi, ktorym tak czesto przyczepiamy etykietke komucha, ubeka czy faszysty. I zeby ta miarka przeliczala na te same jednostki swinstwa pisanie wierszy o Stalinie, bicie Murzyna, kopanie lezacego, molestowanie dzieci i glosowanie na kandydatow frontu jednosci. A jak takiej miarki nie mamy, to moze lepiej byloby powstrzymywac sie od odzegnywania innych od czci i wiary. Hugon Karwowski ________________________________________________________________ Jurek Krzystek Wlodzimierz Holsztynski ([email protected]) 360-stopniowe WAHADLO ===================== Wstepna notka: ~~~~~~~~~~~~~~ Inicjatywa napisania tego artykulu wylonila sie dzieki prywatnej wymianie listow, w wyniku ktorej ustalilismy, ze mamy zgodne poglady na poruszone ponizej tematy. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Kiedy w 1945 upadl faszyzm, inteligencja wielu krajow Europy rzucila sie w objecia komunizmu. Sympatie dla tego ustroju i ZSRR byly zreszta obecne i wczesniej, przed II Wojna, zas rosly w miare sukcesow militarnych i kolonialnych bloku komunistycznego, popartych rosnacym arsenalem atomowo-rakietowym. Przyczyny tego 'zniewolenia umyslow' sa rozliczne i opisane przez lepszych od nas autorow, pominiemy je wiec w tym miejscu. W kazdym razie wahadlo zaczelo sie w 1945 roku raptownie przesuwac na lewo, aby osiagnac skrajne polozenie gdzies we wczesnych latach 50-tych (przed XX Zjazdem KPZR). ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ W 1991 roku upadl ZSRR i w zasadzie rowniez komunizm. Coz wiec daje sie zaobserwowac w zachowaniu sie wielu intelektualistow, zwlaszcza w bylych demoludach? Przede wszystkim reakcje w pewnym sensie przypominajaca te z 1945 roku, tylko au rebours. Poglady prawicowe sa wyraznie lepiej widziane od lewicowych. Wahadlo AD 1992 przesuwa sie z kolei coraz bardziej na prawo. Nie byloby w tym nic zlego, gdyby ruchy wahadla byly silnie tlumione i potrafily sie zatrzymac w punkcie rownowagi. Tak jednak nie jest i po przekroczeniu tego punktu mozna zaobserwowac, jak w wielu przypadkach pojawiaja sie poglady skrajne, a nawet quasi-faszystowskie. Mysle, ze wiele osob je gloszacych jest w stanie sie za to okreslenie obrazic, gdyz w Polsce faszyzm jest kojarzony natychmiast z nazizmem. A jednak istnialo i istnieje wiele oblicz faszyzmu, ktorych nazizm byl jedynie sublimacja. Polska skrajna przedwojenna prawica na przyklad byla silnie antyniemiecka i antynazistowska, ale wcale nie skrywala swej sympatii do faszyzmu wloskiego lub hiszpanskiego. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Powyzsze slowa sa nieco gole, przydaloby sie wiec troche przykladow na udowodnienie tej tezy. Siegnijmy wiec do wybranej dosc przypadkowo prasy i literatury krajowej i emigracyjnej. Jednym z objawow wahadla jest gloryfikowanie przeszlosci, ktora raz juz zostala uznana za malo chlubna, pod pozorem, ze ta negatywna opinia zostala urobiona przez komunistow. Niedawno w kraju zostala wydana ksiazka Jerzego Malewskiego "Ptasznik z Wilna", poswiecona postaci Jozefa Mackiewicza. Mialem ja/ (JK) w rekach tylko krotko, nie przeczytalem wiec calosci. Z tego, co zauwazylem, nie dostarcza ona wielu nieznanych przedtem faktow z przeszlosci pisarza, lecz zajmuje sie glownie jego apologetyka. Z kolei w numerze 1/2 tegorocznej "Kultury" ukazal sie zbiorowy list protestujacy przeciw wypowiedziom publicznym licznej grupy osob (w grupie tej sporo nazwisk, wsrod nich Wladyslawa Bartoszewskiego, Cezarego Chlebowskiego, Jana Nowaka - Jezioranskiego), a szczegolnie wypowiedzi Michnika okreslajacej Jozefa Mackiewicza jako uprawiajacego 'zwierzecy antykomunizm'. List ten firmuje Jerzy Giedroyc i kilka mniej znaczacych nazwisk. Nikt przytomny nie bedzie chyba okreslal Giedroycia jako 'skrajnego prawicowca' i jego obecnosc tamze nieco nas zdziwila, niemniej list ten (jak rowniez dodatek do niego kilku nowych nazwisk w numerze 3 "Kultury") jest wg. nas symptomatyczny. Zbyt slabo znamy tworczosc Mackiewicza, abysmy byli w stanie osa/dzic twierdzenie Michnika. Byc moze zamiast 'zwierzecym' antykomunizm ten powinien byc nazwany 'fanatycznym', skoro Mackiewicz potrafil nawet w Watykanie wietrzyc kolaboracje z komuna ("Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy"). Wszelako wiadomo powszechnie, ze antykomunizm Mackiewicza zaprowadzil go na pozycje redaktora naczelnego "Gonca Codziennego", pisma ukazujacego sie w okupowanym przez Niemcow Wilnie, powszechnie uwazanego wowczas za gadzinowke. Wylano na ten temat morze atramentu, na co jednak chcemy zwrocic uwage to to, ze postepowanie Mackiewicza podczas okupacji bylo oceniane w zasadzie jednoznacznie negatywnie, czego dowodem wyrok smierci wydany (lecz nie wykonany) przez AK. Watpliwosci zaczely sie po wojnie, choc zdania byly poczatkowo podzielone. W roku 1992 jak widac zaslugi Mackiewicza w kolaboracji z Niemcami zostaly (chyba) zapomniane, jak gdyby odkupione jego pogladami antykomunistycznymi. Innym objawem wahadla jest wspominkowa fala o "Ogniu" - Jozefie Kurasiu, ktora przetoczyla sie (przetacza?) zarowno w Polsce (ksiazka Anny Bojarskiej: "Piec smierci") jak i na Poland-L. Ksiazka Bojarskiej jest podobno rowniez apologetyka (nie czytalismy jej jeszcze), przeczytalem (JK) natomiast serie trzech artykulow "Ogniowisko" w "Przegladzie Tygodniowym" nr. 1-3/92. Seria ta apologetyka nie jest, ma charakter raczej faktograficzny i daleka jest od wysuwania konkluzji. Wnioski, jakie mozna sobie z niej wyciagnac samemu, sa jednak takie, ze Ogien, gloryfikowany dosc powszechnie za zabijanie komunistow, mial na swoich rekach rowniez mnostwo krwi ludzi calkowicie przypadkowych. Innymi slowy, gdyby ktos popatrzyl na te postac trzezwo, uzylby wspolczesnego terminu 'terrorysta'. Wprawdzie w dobrej sprawie, ale terrorysta. No tak, ale zgodnie z ruchem wahadlo na prawo, skoro on zabijal komunistow, to cel uswieca srodki, oraz 'gdzie drwa rabia...' Propaganda komunistyczna potrzebowala 'wrogow', czasem ich nawet sobie 'prokurowala'. 'Wrogowie' typu Mackiewicza i Kurasia byli komunie potrzebni. Oni de facto legalizowali komune i ja/ wzmacniali. Okolo roku 50-go, po doswiadczeniach wojennych i powojennych mozna smialo zalozyc, ze 9 ludzi na 10-ciu wolaloby np. czekac na pociag w poczekalni w towarzystwie jakiegos tam przewodniczacego podstawowej komorki partyjnej niz byc narazonym na takiego Kurasia lub miec watpliwa przyjemnosc rozmawiania z bylym kolaborantem hitlerowskim. Nie o to chodzi, co obiektywnie bylo gorszym towarzystwem (dla matki z dwojgiem dzieci). Chodzi o to, ze ten 'zwierzecy' antykomunizm byl dla komunizmu dobrodziejstwem. Tego typu harmonia komunizmu ze 'zwierzecym' anty-komunizmem i terroryzmem nie jest przypadkowa. Polityczne wahadlo, w przeciwienstwie do fizycznego, husta sie czesto w zakresie 360 stopni; nielatwo czasem, z obiektywnego punktu widzenia, odroznic pozycje komunistyczna od faszystowskiej lub terrorystycznej - roznice sa drugorzedne i trywialne (troche rozne slogany i parafernalia, ale ta sama propaganda, demagogia, zastraszanie, przekladanie panstwa nad jednostke, ...). Przyklady wspolpracy komunizmu z faszyzmem i terroryzmem przeszly do historii, sa bolesnie znane. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Przejdzmy moze do czasow wspolczesnych. Wpadl mi (JK) wlasnie do reki "Kapitalista Powszechny" jako dodatek do "Przegladu Tygodniowego", a w nim niezaleznie od wszechobecnego, jak sie wydaje, Korwina-Mikke (ktory tez ma swoj powazny udzial w ruchu wahadla na prawo, jesli go traktowac powaznie), regularne felietony nieznanego mi Bronislawa L/agowskiego. W nr. 1(7) czytamy, cytuje/: "Niezaleznie od stopnia rozgoraczkowania na tle narodowym, konflikty nacjonalizmow sa w naszych czasach jalowe (Nie zawsze tak bylo). Polska nie ma na szczescie powodow uczestniczyc w tej wojnie anachronizmow. Mniejszosci etniczne w Polsce pozostaja w stosunku do ogolu ludnosci w proporcjach wykluczajacych mozliwosc upolitycznienia na serio ewentualnych konfliktow. Gdy sie incydentalnie pojawia, wystarczy grzecznosc, takt, rozsadek, W OSTATECZNOSCI POLICJA [podkr. nasze JK/WH] dla ich zalagodzenia czy rozstrzygniecia. Przenoszenie takich niepowaznych konfliktow w sfere polityki jest bezsensowne. Ale od czego sa ci literaci solidarnosciowi, ktorzy swoja misje widza w SIANIU MILOSCI [podkr. nasze JK/WH] miedzy narodami?" [...] Zaiste, bardzo piekne (mamy na mysli perfidne) jest slowotworstwo, ktore 'sianie milosci' zrownuje z 'sianiem nienawisci'. Zastanawia szczegolnie jednak koncepcja utrzymywania w panstwie spokoju narodowosciowego, opartego na policji. P. Lagowski nie przeczytal chyba w zyciu zbyt wielu ksiazek historycznych, dowiedzialby sie bowiem starej prawdy, sformulowanej przez Napoleona, ze na lancy mozna sie oprzec, ale nie da sie na niej siedziec. Te wahadlowe orbity, zarowno w prawo jak i lewo, politykow i ludzi okreslajacych sie politycznie, przejmuja rownym obrzydzeniem. Zwlaszcza gdy daja sie obserwowac u ludzi intelektu i piora. Sa bowiem objawem relatywizowania moralnego, a nie jest to rzecz chwalebna. Nie chodzi tylko o zgodna z rytmem historii cyniczna hustawke w ramach kariery poszczegolnych politykow. Moze jeszcze bardziej przygnebiajaca jest hustawka pogladow masy ludzkiej. Przypomina to bowiem owczy ped, szczegolnie zlowrogi, gdy odbywa sie w kierunku wyznaczanym przez obowiazujace 'trendy'. ------------------------- Jurek Krzystek Wlodzimierz Holsztynski [Powyzszy tekst napisany zostal ok. 1 marca, nieznane nam bylo wowczas jeszcze okreslenie 'politycznego wahadla' uzyte w identycznym znaczeniu przez Krzysztofa Wolickiego w "Kulturze" nr. 3/92 (wywiad z Ewa Letowska) - przyp. aut.] _______________________________________________________________________ Michal Radgowski USTROJ ====== [Rzeczpospolita, 18-19.01.1992] Ulubionym zawolaniem wladz w czasach mej mlodosci bylo: "Co, ustroj wam sie nie podoba?". To retoryczne pytanie zadawano w sledztwie, w kadrach, na zebraniach, a potem juz w kabarecie, gdzie bawilo wszystkich jako odbicie grozy czasow minionych. Wczesniej, gdy rzucano je wiezniom, pracownikom, podwladnym towarzyszom nizszego szczebla - wielu z nich mialo klopoty ze zdefiniowaniem pojecia "ustroj". Totez zastepowano je takim oto rownaniem: Ustroj = Rzeczywistosc. Oczywiscie, nie bylo to zgodne z definicjami prawnymi, konstytucyjnymi, itp. Ten "ustroj" rozrastal sie w szalonym tempie i wszystko, co tkwilo poza jego granicami, wydawalo sie nierzeczywiste. Do ustroju nalezala wladza, ale i kazdy urzad. I sekretarz, ale i kazdy milicjant, fabryka i manufaktura, wodka, chleb, mieso. Kryla sie w tym straszna pulapka, bo gdy zaczeto postrzegac rozne zla czastkowe, wszystko szlo na rachunek GORY demaskujac jej niemrawosc. Wczesny socjalizm byl wiec ustrojem, ktory MUSIAL SIE podobac. W niewole tego imperatywu wpadali pozniej rozni opozycjonisci, ktorzy chcieli zburzyc wszystko z wyjatkiem ustroju. "Socjalizm tak - wypaczenia nie". Wypaczenia to slowo, ktore zrobilo kolosalna kariere polityczna, wlasciwie jest w obiegu od 1953 roku i choc jego tresc sie zmienia, istota pozostaje ta sama. Gdy zastanawiam sie nad roznica miedzy ustrojem socjalistycznym a kapitalistycznym, jedno przychodzi mi na mysl: kapitalizm - rzecz zdumiewajaca - wcale nie pragnie nam sie podobac, nie zabiega o to, nawet robi rozne rzeczy, ktore podobac sie nie moga. Totez nieraz brak mi po prostu tego terrorystyczno-ironicznego okrzyku: "Co, ustroj wam sie nie podoba?". Oczywiscie pytaja nas rozni badacze o stosunek do rzadu, parlamentu, Kosciola. Ale pojecie "ustroju" odchudzilo sie wybitnie, dzis nie jest to jakas wszechobejmujaca rzeczywistosc, ale raczej watly, niewyrazny kosciec tej zabidzonej polskiej szkapy. Choc pod pewnym wzgledem przypisuje sie nam pewne wazne osiagniecia. Pewien cudzoziemiec powiedzial mi: "Jestescie unikalni. Tylko w Polsce zdarzylo sie, ze lud wywalczyl kapitalizm. Gdzie indziej zajmowaly sie tym inne warstwy: mieszczanie, burzuazja, nawet czesc arystokracji. Ale nie wielkoprzemyslowa klasa robotnicza. To jest rekord do ksiazki Guinessa". Oczywiscie, mozna dyskutowac ze schematyzmem tej formuly. Trzeba powiedziec, ze lud nie mial wielkiego wyboru. Byl tak "wkurzony" na socjalizm, ze sklonil sie w strone przeciwna. W koncu tak naprawde istnialy tylko te dwa ustroje, o ich walce pisali uczeni, politrucy i poeci. Byc moze, gdyby nie bylo kapitalizmu, tylko feudalizm czy wspolnota pierwotna, lub wybralby te ostatnia, aby tylko nie mieszkac juz w socjalizmie. Przypuszczam zreszta, ze ze zbudowaniem wspolnoty pierwotnej bylyby te same klopoty, co z kapitalizmem. Uczylem niebacznie slowa "budowa". Zwroccie uwage, ze podobnie jak "wypaczenia" jest to slowo quasi-socjalistyczne. Nie dlatego, ze kiedys budowalo sie mieszkania, a teraz nie. Dlatego, ze budowalo sie ustroj, mozolnie, dzien za dniem, wedlug scislych wskazowek kierownictwa sztabu. To jest znowu polska specyfika. W krajach Zachodu, zwlaszcza tych "klasycznych", ktorych dzieje stanowia podrecznik historii powszechnej, ustroje rozwijaly sie same, narastaly jak sloje drzew. U nas w ten sposob rozwijaja sie tylko drobnoustroje. 45 lat pracy trzeba bylo poswiecic na budowe socjalizmu. Teraz zabieramy sie do budowy kapitalizmu. Zabieramy sie w troche podobnym stylu, bo mamy juz pewne nawyki "budowniczych". Co z tego wyniknie, sam Bog raczy wiedziec. Nasi ludzie rozgladaja sie za roznymi doswiadczeniami. Znam kogos, kto pasjonuje sie Hiszpanami. Hiszpanie dreczeni przez dyktature, zdemokratyzowali sie, odjedli i odpacykowali jak nowi. Jakos im sie ten ustroj buduje mniejszym wysilkiem. Ale znowu wszelkie analogie sa zwodnicze. TV pokazala film hiszpanski "Samotny o swicie". Ukazywal on przemiany inteligencji w okresie postfrankistowskim, slawil postepy demokracji. Pewnego dnia ludzie wiwatuja na ulicach, wymachuja czerwonymi choragiewkami. Co sie stalo? "Zalegalizowano partie komunistyczna. Hiszpania jest na dobrej drodze". No, nie wiem, czy ten film podobal sie w naszym politycznym milieu. Ustroje bywaja zagadkowe jak kobiety. Maja tajemnice jak dna morz. Ale trzeba z nimi obcowac na codzien i to bywa czasami meczace. Przytoczyl Zbigniew J. Pasek _______________________________________________________________________ Tomasz Wlodek ([email protected]) MASSADA (cz. II) ================ Obudzilem sie jeszcze przed wschodem slonca. Na szczyt Massady mozna wyjechac kolejka linowa ale a) bylo jeszcze za wczesnie b) i tak nie mialem na to pieniedzy. Ksiezyc juz zaszedl za gory, wiec po omacku odnalalem "Sciezke wezow" czyli szlak prowadzacy na szczyt. Dlugie i zmudne podejscie, gdy juz bylem pod samym szczytem - ponad horyzontem zarozowilo sie slonce, w ciagu paru minut caly jordanski brzeg rozblysnal swiatlem. Gdy tylko slonce wznioslo sie pare centymetrow ponad horyzont zaczelo dotkliwie przypiekac. Na szczycie sa ku wygodzie turystow plastikowe cysterny z woda. Probuje pic, woda jest obrzydliwa, ma smak plastiku. Massada jest to starozytna forteca wzniesiona przez Heroda Wielkiego posrodku pustyni judzkiej. Umieszczona na naturalnym gorskim plaskowyzu odcietym ze wszystkich stron glebokimi przepasciami uchodzila za niemozliwa do zdobycia. Na szczycie umieszczono olbrzymie magazyny z zywnoscia, cysterny z woda, luksusowe palace dla notabli, oraz koszary dla wojska. Mieszkancy mieli zapewnione wszelkie wygody - baseny, laznie z ciepla i zimna woda, sauny i tym podobne luksusy. Po wybuchu powstania zydowskiego przeciwko Rzymianom powstancy zajeli Massade podstepem, zdaje sie zreszta, ze nie byla przez nikogo broniona. Powstanie trwalo przez pare lat - Rzymianie nie spieszyli sie z jego tlumieniem, gdyz akurat wowczas mieli klopoty u siebie w postaci wojny domowej o to kto ma zostac nastepnym cesarzem. Gdy jednak ten dylemat rozwiazali i gdy poczuli, ze maja w Palestynie rozwiazane rece to sprawy potoczyly sie szybko. Jerozolima zostala zdobyta, jej mieszkancy wymordowani lub uprowadzeni w niewole, potem kolej przyszla na dalsze twierdze powstancow. Na koniec pozostala tylko Massada - a w niej kilkuset ostatnich zelotow, czyli mowiac jezykiem XX wieku - zydowskich skrajnych nacjonalistow. Majac zabezpieczone tyly Rzymianie przystapili do metodycznego oblezenia. Nie mieli najmniejszego zamiaru bawic sie w alpinistow i piac do szturmow na parusetmetrowa sciane skalna. Zamiast tego wybudowali u podnoza gory szereg obozow dla zakwaterowania wojsk, zorganizowali transport zywnosci i wody (te pare tysiecy luda trzeba bylo wyzywic - a z tym na pustyni trudno!). A potem przystapili do budowy gigantycznej rampy po ktorej mieli zamiar sie dostac na szczyt. Przedsiewziecie ambitne, biorac pod uwage poziom owczesnej techniki. Jak by nie bylo, podstawowym sprzetem inzynieryjnym byly w owych czasach miesnie niewolnikow ... Budowa trwala pare lat. W tym czasie oblezeni Zydzi prowadzili zycie scisle wg przepisow prawa zydowskiego, poddawali sie rytualnym obmyciom, odprawiali przepisane modly. Olbrzymie zapasy zywnosci w Massadzie w zupelnosci wystarczaly na ich potrzeby. Wszystko na nic - rampa powoli rosla i rosla az wreszcie dosiegla szczytu gory. Wtedy Rzymianie wciagneli po niej tarany, ktore szybko sobie poradzily z murami - i obroncy staneli wobec okrutnej prawdy: upadek fortecy to tylko i wylacznie kwestia czasu. Nie chcac isc do niewoli popelnili zbiorowe samobojstwo. Dziwne to miejsce ta Massada. Tu nastapilo zderzenie dwoch swiatow - z jednej strony Zydzi i cos co XX wieczny czytelnik gazet nazwal by religijnym fundamentalizmem - walki za wszelka cene, wbrew jakiejkolwiek nadziei. Z drugiej strony - Rzymianie. Spokojni, zorganizowani, pozbawieni sentymentow. Fanatyzmowi zelotow przeciwstawili fenomenalna dyscypline i organizacje legionow. Chlodna, pozbawiona uczuc maszyna do zabijania. I dziwnie sie ta historia skonczyla - Zydzi walczac w obronie swojej religii i Prawa - prawo to w koncu zlamali popelniajac samobojstwo. A Rzymianie - beznamietni zawodowi zolnierze, ktorych malo co bylo w stanie wzruszyc, przezyli szok gdy weszli do opuszczonej twierdzy i znalezli tylko dymiace ruiny i kilkaset trupow. To sie nie miescilo w ich swiecie pojec. Dzisiejsza Massada stanowi dla Izraelczykow wazny symbol narodowej tozsamosci - tu wlasnie poborowi skladaja przysiege iz "Massada nie upadnie juz nigdy". I tak oto rozgadalem sie na tematy historyczne... No to ciagnijmy dalej te dygresje. Mozna oto postawic pytanie: kim byl Herod Wielki ? Dla chrzescijan - oblakanym tyranem. Dla Zydow - odszczepiencem, pol-poganinem, niemal zdrajca. A moze istnieje jakas inna miara jaka nalezy go oceniac ? Swiat jaki istnial 2000 lat temu pod wieloma wzgledami przypominal swiat wspolczesny. Imperium Rzymskie obejmowalo wiekszosc ziem Zachodu, w jego obrebie zyly miliony ludzi. Dzieki instytucji niewolnictwa dla znacznej czesci mieszkancow Imperium nie bylo to zycie lekkie. Ale z cala pewnoscia mialo ono swoje zalety - otoz przede wszystkim bylo to zycie stabilne. Rzym narzucil podbitym ludom administracje, prawo i pokoj - legiony zelazna reka pilnowaly porzadku, wasnie i wojny plemienne nie byly mozliwe. Od czasu do czasu wprawdzie dochodzilo do wojen domowych gdy jeden cesarz usilowal obalic drugiego - ale wojny te nie obejmowaly calosci terytorium, zreszta summa summarum byly znacznie mniej krwawe niz chaotyczne walki "wszyscy przeciw wszystkim" jakie rozgorzaly gdy w przyszlosci imperium zabraklo. I tu dochodzimy do Heroda Wielkiego. Byl on pol-Zydem, jednak za Zyda chcial uchodzic. Wychowany w srodowisku greckim dysponowal na pewno wieksza perspektywa polityczna niz wielu jego rodakow. Wydaje sie iz rozumial, ze wojna z Rzymem to samobojstwo, z drugiej zas strony widzial olbrzymie korzysci, jakie moze dac wspolpraca z cesarstwem. Pokoj warunkowal dobrobyt, to dzieki niemu mozliwa stala sie przebudowa Swiatyni, to - smutne to niestety - dzieki okupacji Rzymskiej rozmaite sekty zydowskie nie skoczyly sobie jeszcze do gardel. Wszak przeciez niedawno jeszcze bohaterska walka Machabeuszy o niepodleglosc, zakonczona wywalczeniem tejze doprowadzila do krwawych walk dynastycznych ... Walk, w ktorych arbitrem okazali sie Rzymianie. Tak, Herod nie mial zbyt dobrego mniemania o swoich rodakach. Sojusz z wladcami swiata dawal Palestynie pokoj i uniemozliwial rozlew krwi, dlatego tez wszelkie marzenia o niepodleglosci nalezalo - zdaniam Heroda - o ile to mozliwe wytepic w zarodku ... Stad bezwzgledne traktowanie wszystkich potencjalnych kandydatow do tytulu Mesjasza ... I chyba Herod nie mylil sie tak bardzo. Gdy jednak, juz po jego smierci, powstanie wybuchlo - przynioslo potworne zniszczenia, wymordowanie calych miast... I co w tej historii najbardziej pouczajace to to, ze zacieklosc jaka powstancy wykazywali w walce nie szla w parze ze zdrowym rozsadkiem. Wojna z Rzymem juz trwala - a poszczegolne ugrupowania powstancze mordowaly sie nawzajem - po prostu kazdy szanujacy sie przywodca chcial zostac uznanym za Mesjasza. A skoro kandydatow do tytulu bylo zbyt wielu... Wiec moze jednak Herod nie byl takim do konca zlym wladca? Moze byl okrutnym, przebieglym pragmatykiem - ktory jednak znal ludzka nature i "chcial dobrze"- wiedzac jednak, ze to co jego lud chce nie jest dla niego dobre? I czy w swietle wspolczesnych wojen domowych nie mozna Herodowi przyznac racji? Jugoslawia nie byla krajem doskonalym, ale czy jej zniszczenie bylo warte ceny jaka za to przyszlo zaplacic jej mieszkancom? ZSRR to kraj nie budzacy dobrych wspomnien. Tym niemniej ZSRR '90 to nie to samo co ZSRR '50. Nie znamy przyszlosci, ale jezeli w prozni jaka powstala po nim zaczna sie dziac rzeczy straszne - to czy nie zapytamy kiedys: czy bylo warto? Ale to temat na dluzsze rozwazania. Tyle historii. Wracam do wlasciwego watku czyli mojej wycieczki. Tomasz Wlodek (dokonczenie w nastepnym numerze) ________________________________________________________________________ Jerzy Wojcik ZBYSZEK CYBULSKI ================ [Rzeczpospolita, 8.1.1992] Byl 8 stycznia 1967 r. Jak zwykle, w ostatniej chwili, spozniony, usilowal dogonic uciekajacy pociag. Pedzaca masa stali przerwala romantyczne zycie. Mial tylko czterdziesci lat. Byl mitem, legenda mlodych, popazdziernikowych pokolen. Urodzil sie w 1927 r., w Kniaziach kolo Sniatynia. Wojna opoznila mu normalny cykl edukacji, mature zdawal jako 20-latek. Zanim zdecyduje sie na studia aktorskie, trafia najpierw na Wydzial Konsularny Wyzszej Szkoly Handlowej, nastepnie na Dziennikarski Uniwersytetu Jagiellonskiego. Krakowska PWST, w ktorej wreszcie znajdzie swe miejsce ukonczyl w 1953. Pozniej byl gdanski teatr "Wybrzeze", debiutancka rola Ferdynanda w "Intrydze i milosci" Schillera, herszta anarchistow w "Tragedii optymistycznej" Wiszniewskiego, Mazepy. Zalozony i prowadzony wspolnie z Kobiela "Bim-Bom" i pierwszy kontakt z filmem. Niewielki epizod w "Pokoleniu" Andrzeja Wajdy. Rolka Kostka, chlopca z Woli zwraca na siebie uwage filmowcow. Wkrotce Stanislaw Lenartowicz proponuje mu udzial w "Trzech startach", Antoni Bohdziewicz w "Koncu nocy", Petelscy we "Wrakach", Ford w "Osmym dniu tygodnia". Znakomita kreacja Macka Chelmickiego, w "Popiele i diamencie" Andrzeja Wajdy, wedlug powiesci Andrzejewskiego, uczynila go mitem, wiazacym legende akowskich dziejow i powojenne doswiadczenia. Stylem, moda... -"Jesli gdzies w odleglych zakatkach kuli ziemskiej, znany jest film polski - to znajomosc ta opiera sie glownie na, a w nim - roli Macka Chelmickiego. Jest to z pewnoscia, jak dotad, najwybitniejsza rola filmowa polskiego aktora" - pisal biograf Zbyszka Cybulskiego, Konrad Eberhardt. - Film mowil o wojnie, o walce, o smierci, o moim pokoleniu (...) Polubilem bardzo te postac, za jej tragedie, za duza doze romantyzmu, za pasje zycia, ktora w sobie zawierala. Ta pasja zycia zawierala taka, a nie inna koncepcje smierci - mowil Zbyszek Cybulski sam o swojej kreacji. Czy mogl po roli Macka kreowac nowe postacie-mity? Zyskac powszechny aplauz widowni? Nielatwo przeciez wyzwolic sie ze stereotypu funkcjonujacego w powszechnej swiadomosci, z mlodzienczych reakcji, uniformu, ciemnych okularow... Kazda z pozniejszych rol mogla byc tylko skokiem z Olimpu. A przeciez wiedzial, ze musi grac przeciwko sobie. "W kinematografii produkujacej dwadziescia siedem filmow rocznie odrzucenie roli jest jednoznaczne z samobojstwem..." - probowal odpierac zarzuty widzow oczekujacych na kolejne "Popioly i diamenty". Proponowane mu role nie zawsze pozwalaly zademonstrowac kunszt aktorski, pokazac wlasna indywidualnosc. Przeciwnie, groteskowa postac zootechnika w "Krzyzu Walecznych" Kutza, mitomana i alkoholika w "Jak byc kochana" Hasa, kapitana MO w "Zbrodniarzu i pannie" Nasfetera, pospolitego pantoflarza w "Ich dniu powszednim" Aleksandra Scibora-Rylskiego budzily niechec widowni, oczekujacej serialu z Mackiem Chelmickim. Okrutny czas zaokraglal sylwetke, czynil z wiotkiego mlodzienca w dzinsach coraz powazniejszego pana. "Tryb zycia jaki prowadzil, ten sam tryb zycia, ktory zjednywal mu przyjaciol wsrod knajpowych szatniarzy, kolejarzy w nocnych zajezdniach, ludzi wszystkich zyciowych marginesow - sprzyjal owej fizycznej metamorfozie" - wyjasnial gasnaca moc mitu Krzysztof Teodor Toeplitz. Znakomite komediowe role Staszka w filmie "Giuseppe w Warszawie" Lenartowicza, Alfonsa van Wordena w "Rekopisie znalezionym w Saragossie" Hasa, urok Fredrika w szwedzkim filmie Joerna Donnera "Kochac", prawda ekranowa postaci Kowalskiego-Malinowskiego w "Salcie" Konwickiego przypominaly czas swietnosci utalentowanego artysty. Na krotko. Roli gangstera-Radeckiego w sensacyjnym obrazie "Morderca zostawia slad" nie zdolal zagrac do knoca. 6 stycznia 1967 r. stanal na planie po raz ostatni. - Zbyszek byl niepowtarzalny. Rozsadzal wszystko swoja osobowoscia. Gral siebie. Zarowno w filmie jak i w teatrze. Role wyrazal poprzez swoja indywidualnosc. Tchnal swiezoscia, poszukiwal. Wbrew schematom i stereotypom wystepowal z osobista, oryginalna interpretacja (...). Powinien byl zagrac o wiele wiecej w swoim zyciu, nie zostal w pelni wykorzystany - wspominal rezyser Janusz Morgenstern w jednym z wywiadow. - Z moich kolegow on pierwszy w sposob integralny umial stopic to, co ma na codzien, z tym co go zachwycilo - napisal Tadeusz Lomnicki. - Czy byl wielkim aktorem? - nie. Czy mial talent - na pewno. Czy byl genialny - kto wie. Ale przede wszystkim byl fascynujacy i nie dokonczony - powiedzial o Zbyszku Cybulskim Jan Kreczmar. Przytoczyl Zbyszek Pasek _________________________________________________________________________ LISTY DO REDAKCJI: Elzbieta Chelkowska ([email protected]) PROFIL "SPOJRZEN" ================= [..] SPOJRZENIA (18) rowniez czytalam jednym tchem... Natomiast nr. 17 przeczytalam z mieszanymi uczuciami. Innowacja w postaci "Dostrzezone - rozwazone" zmienia moje wyobrazenie o profilu Spojrzen. Na dobra sprawe, nie cieszy mnie czytanie po raz n-ty: prezydent to, rzad tamto, fundusz walutowy... :-( Chcialabym, by Spojrzenia pelne byly spojrzen, nie powtorek z Donosow (Dyrdymalki n.p. zawieraja te najbardziej interesujace fakty i nigdy nie sa nudne!). Bardzo cenie sobie wywiady ze znanymi ludzmi, wspomnienia, refleksje... Wszystko, co bylo w 18 numerach, poza poczatkiem 17 oczywiscie ;-) I mam nadzieje, ze "Dostrzezone - rozwazone" nie "przyjmie sie" na lamach Spojrzen ;-) [..] ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Maciek B\lasikiewicz ([email protected]) STRATA CZASU? ============= Przeczytalem numer Spojrzen (17), ktory ktos mi przyslal. Byla tam prosba od redakcji o uwagi o nowej stalej rubryce. Oto moje: Jedyne co nie bylo wieksza lub mniejsza strata czasu w Spojrzeniach 17 to "Rozwazone". To zupelnie pokrywa sie z moimi odczuciami o pierwszych paru numerach Spojrzen, ktore byly rozeslane po P-L i s.c.p., i ktore zadecydowaly, ze nie zaprenumerowalem Spojrzen wczesniej. [...] Otacza nas masa roznych informacji. Niestety, biezacych informacji o Polskich sprawach jest tutaj (w Australii) malo. Donosy podaja swieze informacje, ale (za) bardzo streszczone. Jest tam takze malo komentarza. Polskie gazety przychodza tutaj z opoznieniem, nie sa latwo dostepne (trzeba sie fatygowac do polskiego sklepu), biblioteka ich nie prenumeruje i potrzeba duzo czasu (ktorego mam malo) aby wybrac interesujace artykuly i wchlonac zawartosc kiedy nie jest ona wystarczajaco zwiezla. Radia Polskiego nie slucham (bo nie mam wystarczajaco dobrego odbiornika). Dyrdymalki podaja raczej informacje dla rozrywki. Dlatego Dostrzezone-Rozwazone uzupelnia swietnie informacje z Donosow, Dyrdymalek, i innych zrodel informacji, podajac ciekawy, swiezy, i zwiezly komentarz ekonomiczno-polityczny z Polski, ktorego bylo mi brak. Teraz napisze dlaczego inne artykuly wydawaly mnie sie pewna strata czasu. Artykul o kwadratach magicznych bardziej pasuje do zurnalu Recreational Mathematics niz do Spojrzen. Artykul o Solidarnosci byl dosc ciekawy, ale tego typu wypracowania sa dosc czesto publikowane w przeroznych gazetach, ksiazkach itd; mozna takie rzeczy znalezc w bibliotekach. Artykul o Morzu Aralskim malo sie odnosil do spraw Polskich (ostatnich pare linijek nie usprawiedliwia), i tez jest to temat o ktorym dosc latwo dowiedziec sie tutaj. Przedruk wywiadu z polskim naukowcem byl interesujacy jedynie pod wzgledem podania pozytywnej informacji o Polskiej nauce; informacja o dekadzie mozgu i tajemnicach mozgu jest tutaj takze latwo dostepna, czyli jak sie tym interesuje, to nie ma problemu aby sie dowiedziec. Uwazam, ze selekcja ciekawszych artykulow o sprawach zwiazanych z Polska, szczegolnie ekonomicznych i politycznych, podanych bez opoznienia i w troche streszczonej formie bylaby bardzo cenna. Zapotrzebowanie na wlasnie taka informacje jest teraz w pewnym stopniu spelniane przez rubryke Dostrzezone-Rozwazone w Spojrzeniach. Wspomnienia z przeszlosci czy informacje lub komentarze o sprawach o ogolnym zainteresowaniu (nie zwiazanych czysto z Polska) sa dosc latwo dostepne, i uwazam, ze w tej dziedzinie konkurencja dla Spojrzen jest bardzo mocna. Jest faktem, ze Spojrzenia sa amatorskie, a konkuruja o czas czytelnikow z duza liczba profesjonalnych zrodel informacji. Spojrzenia nie moga liczyc na to, ze ktos je bedzie czytal bo akurat ten ktos ma dla autorow Spojrzen szacunek i chce im zrobic przyjemnosc. Spojrzenia maja szanse jedynie jezeli wyspecjalizuja sie w jakims "niche market", tak jak Donosy i Dyrdymalki, na przyklad drukujac wiecej w stylu Dostrzezone-Rozwazone. ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek ([email protected]) Zbigniew J. Pasek ([email protected]) Jurek Karczmarczuk ([email protected]) Mirek Bielewicz ([email protected]) Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed' dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish. ____________________________koniec numeru 20____________________________