______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Poniedzialek, 28.07.1997 ISSN 1067-4020 nr 156 _______________________________________________________________________ W numerze: Tadeusz K. Gierymski - Jozef Czechowicz _______________________________________________________________________ [Proponujemy dzis inna formule "Spojrzen": numer monograficzny, poswiecony znakomitemu a chyba zapoznanemu polskiemu poecie Czechowiczowi. Przewidujemy, ze podobne edycje "Spojrzen" beda sie w przyszlosci pojawiac na przemian z dotychczasowym ksztaltem - J.K.] _______________________________________________________________________ Tadeusz K. GierymskiJOZEF CZECHOWICZ (1903-1939) ============================ I. == Jeden klos dwa trzy klosy nieskonczonosci plowe wlosy gina/ rza/d za rze/dem za moim i nieskonczonosci pe/dem Rankiem 9 wrzesnia spotkal go w Lublinie, jego rodzinnym miescie, Aleksander Maliszewski. "Czechowicz, zobaczywszy go, podsunal mu pod oczy otwarta dlon i oswiadczyl nie bez emfazy": Ktos, komu wierze, powiedzial, ze moja linia zycia nie ma dramatycznych przerw. Patrz, jaka wyrazna, pisze Leslaw Bartelski. Pozniej Czechowicz [...] przemierzajac miasto, wstapil na chwile do zakladu fryzjerskiego Ostrowskiej przy ulicy Kosciuszki, aby sie ogolic. Znowu samoloty niemieckie pojawily sie nad miastem pastwiac sie nad ludzmi i domami. Rozlegly sie detonacje bomb, zaczely plonac kamienice. Naraz rozleglo sie wycie silnika, stukas pikowal na srodmiescie, jedna z rzuconych przez niego bomb trafila w dom na Kosciuszki i przebijajac strop, wpadla do lokalu Ostrowskiej. Wszyscy uskoczyli do tylu, pod sciane. Czechowicz, z niezrozumialych dla nikogo powodow skoczyl do wyjscia, strzepy jego ciala odnaleziono po kilku godzinach pod gruzami i rozpoznano po malutkim slowniczku polsko-angielskim z jego podpisem. W Lublinie debiutowal w 1923 r. na lamach czasopisma "Reflektor" jako prozaik "Opowiescia o papierowej koronie", a jako poeta w 1927 roku tomem "Kamien", z ktorego pochodzi Piosenka ze lzami _________________ Kolysanki z dalekich okien zmarszczki blaskow zlotych na scianie prozno tam dosie/gac ra/czka/ w duzej ksia/zce malowanki zimowych dni narkotyk Slowa z zalu taka piosenka co sie/ w niebo wsa/czy ja jednak wierze/ oddaje/ sie/ wszystkim falom niech mnie daleko niosa/ niech nikt nie stoi przy sterze kolysanki takt ostatni sie/ skonczy w straszliwych burz gwaltownosci Piosenko czemu mnie sprzedajesz ze slow i pamie/tania niemoc byl lancuch - jam go nie rozcia/l nie moglem siebie przemoc W 1933 r. przeniosl sie do Warszawy na stale, ale, jak pisze Piotr Kuncewicz w tomie pierwszym swej "Agonii i Nadziei" Krotki sen Jozefa Czechowicza, trzydziesci szesc lat, wiaze sie nade wszystko z Lublinem. Wprawdzie na pare ostatnich lat przeniosl sie do Warszawy, lecz za wlasna smiercia pobiegl do rodzinnego miasta. Ksie/zyc w rynku ________________ Kamienie, kamienice, sciany ciemne, pochyle, Ksie/zyc po stromym dachu toczy sie/, jest nisko. Zaczekaj. Zaczekajmy chwile/ -- jak perla upadnie w rynku miske, -- miska zabrze/knie. W plowej nocy, po ka/tach nisz gle/bokich, po bram futrynach i okien zalamany, bez mocy, cien fijolkowy ukle/knie. Gwiazdy, zolte, ktore lipcowy zar scia/l, leca/ -- kurzawa/ -- leca/, firmament w zlote smugi marszcza/, Za Trybunalem na slepych szybach swieca/ cichym wystrzalem. Noc letnia czeka cierpliwie, czy ksiezyc splynie, zabrze/knie, czy zejdzie ulica/ Grodzka/ w dol. On sie/ srebrliwie rozplywa w rosie porannej, w zapachu ziol. Jak pie/knie! (Z tomu "Stare kamienie" 1934) "Stare kamienie", zbior poswiecony zabytkom Lublina, oglosil wspolnie z Franciszka/ Arnsztajnowa/ z Meyersonow, urodzona/ 19.02.1865 w Lublinie, a zamordowana/ prawdopodobnie w 1942 r. w getcie warszawskim. Pani Arnsztajnowa od bardzo wczesnych lat zwiazana byla z dzialalnoscia niepodleglosciowa i oswiatowa. Byla w Polskiej Organizacji Wojskowej, szczycila sie wieloma odznaczeniami za walke o niepodleglosc, i podobno idac na smierc przypiela je sobie. Jej wnuk, Krzysztof Mieczyslawski, zapowiadajacy sie jako zdolny artysta malarz, polegl w walkach 1939 roku na Lubelszczyznie w rejonie Lasow Parczewskich. Byla poetka, dramatopisarka i tlumaczka, redagowala dodatek literacki w gazecie "Ziemia Lubelska". Wraz z Czechowiczem zalozyla Zwiazek Literatow Lubelskich. Czytam wlasnie Dzienniki Lechonia. Przytocze jego uwage z 1 wrzesnia 1952 r., bo i z nasza dawna dyskusja (co moze przyniesc glebsze i pelniejsze odczucie wiersza) wiaze sie ona, i z Czechowiczem tez. Pisze Lechon: Marka Twaina mozna nawet wielbic w Polsce, ale nigdy nie bedzie on tam zrozumiany jak tutaj [w USA]. Trzeba stanowczo "in Dichters Lande gehen". I trzeba byc Polakiem - aby ocenic nie tylko Wyspianskiego, ale nawet Prusa. I Wlochem, zeby odczuc wielkosc Manzoniego i D'Annunzia. Bo kazdy pisarz mowi do calego swiata, ale szepce i usmiecha sie tylko do swoich. Wspominam to, bo tak wyrazil sie Milosz o niedostepnosci Czechowicza dla cudzoziemca: Glos samego poety, szemrzacy, ledwie doslyszalny, nie jest podobny do niczego, co slyszy sie w poezji zachodniej, a poniewaz wykorzystywal ukryte brzmienia, wlasciwe tylko temu jednemu jezykowi, jest nieprzetlumaczalny. Moze i warto przytoczyc tu reszte tego cytatu: Choc Czechowicz byl nieortodoksyjny, jesli chodzi o metrum i rytm, cala jego poezja faktycznie nawiazywala do tak zwanego "mieszczanskiego liryzmu" siedemnastego wieku i do piesni ludowych. Charakteryzujace poezje obu tych tradycji cechy - jakby dziecieca czulosc, stonowana melodia, wystrzeganie sie jakiegokolwiek rytmicznego *staccato* (ktore jest obce samej istocie jezyka polskiego) - Czechowicz wskrzesil w swojej poezji z duzym powodzeniem i podobnie jak Tytus Czyzewski dowiodl, ze folklor mogl wywierac na poetow awangardowych ozywczy wplyw. [...] W jego wierszach obecna jest Polska sielankowa, zgrzebna, wiejska, nawet jesli zajmuje sie on sceneria miejska. [...] Jak np. w tym wierszu: Ulica Szeroka _____________ Chora/giewka na dachu spiewa. Pierwszej gwiazdy wypelza paja/k. Latarnie w czarnych drzewach, kolysza/cych sie/, mrugaja/. Ciepla won plynie z piekarn, a cisza z zamknie/tych bram. Gdyby pies na dalekim przedmiesciu nie szczekal, bylbys -- jak nigdy -- sam. Sam, moze jeszcze z rzeczulka/, ktorej nie slychac, choc chyba w taka/ jasna/ noc z lazuru i ona - niebios kochanka -- od zmierzchu az do ranka na pewno wzdycha wsrod murow. (Z tomu "Stare kamienie" 1934) Niech Tadeusz Rozewicz wprowadzi nastepny 'sielankowy' utwor, niech naswietli nam Czechowicza, jak to ladnie robi w swym Wstepie do wybranych przez siebie jego wierszy: Czechowicz caly jest z prowincji, caly ze snu, muzyki, ciszy, zasluchania. Ze slabosci. Nie wiejski i nie miejski. Poeta pogranicza. Jest jak laka podmiejska, pelna zapachu ziol, kwiatow i traw, ale dolatuja tu odglosy miasta. Z oblokami mieszaja sie fabryczne dymy... [...] prawie nigdy nie "podnosi glosu", mozna powiedziec, ze krzyczy swoj dramat szeptem. [...] z natury jest cichy, jest sielski. Jest jak jesienny deszcz, jak opadanie lisci. Na wsi ______ Siano pachnie snem siano pachnialo w dawnych snach popoludnia wiejskie grzeja/ zytem slonce dzwoni w rzeke/ z rozblyskanych blach zycie -- pola -- zlotolite Wieczorem przez niebo pomost wieczor i nieszpor mleczne krowy wracaja/ do domostw przezuwac nad korytem pelnym zmierzchu Nocami spod ramion krzyzow na rozdrogach sypie sie/ gwiazd ble/kitne prochno chmurki siedza/ przed progiem w murawie to kule bialego puchu dmuchawiec Ksiezyc idzie srebrne chusty prac' swierszczyki swiergoca/ w stogach czegoz sie/ bac' Przeciez siano pachnie snem a ukryta w nim melodia kantyczki tuli do mnie dziecie/ce policzki chroni przed zlem (Z tomu "Kamien" 1927) Stwierdza Rozewicz: Nie znaczy to, ze jest niewidomy i gluchy. Czechowicz caly jest oczekiwaniem. Jest napiety jak krajobraz przed burza. Czeka na burze, na grom, na blyskawice. nic wie/cej __________ niepokoj z ognia siwobialy wodospad rozwiane wlosy matki gdy je czesze rozcie/ty na pol smutek wlatuje przez okna dosnic dospac dosie/gna/c katedr ostatnim obrotem kol jak tlo mozaiki spe/kana re/ka na trzonie lopaty moja moze byc zbrodnia i dobry dar janku joanno anna szepcze jesienny badyl ska/dze to w oczach wilgotnych rudy zar tak naznaczylo mnie signum tona/c widze/ w odme/cie widze/ kto dni me ciosa z bolu i cyfr niczego nie rozstrzygna/ slupy plomienne w rze/dzie klada/ sie/ jest kosa be/dzie wichr (Z tomu "nic wie/cej" 1936) Sielska poezja? Tak Milosz: Zbiory poezji, w ktorych zmyslowe marzenia i poetyckie mity wyrazaja jego poetyckie niepokoje [...] mozna wlaczyc do nurtu "katastroficznego" [...] Przeczucie powszechnej pozogi i wiszacej nad nim wlasnej smierci uzycza jego sielankowym obrazom szczegolnej poswiaty. Czechowicz, o ktorego wizji katastrofizmu jeszcze dzis pisza krytycy, sam zastanawial sie nad wzrostem nastrojow katastroficznych w polskiej poezji lat trzydziestych i nad brakiem jednolitej koncepcji tego zjawiska. Tak, np., wyrazil sie w swym przemowieniu w Zwiazku Literatow w Lublinie (Dziennik Lubelski,1932, nr 5): Czlowiek wsrod plonacych belek nie przesuwa sobie dowolnie pierwiastkow myslowych, nie tworzy koncepcji katastrofy - on katastrofe widzi. A poeta opisuje, a takze, jak niektorzy twierdza, przeczuwa. II. === matko dobra na deszcz mnie malego te/sknego wynies za miasto tam siano pachnie na stogach o matce _______ rano te/cza na scianie odbita z lusterka falisty brze/k zegara wydobywa na jaw maj sie/ sadem puszystym jak chmura rozcwierkal w oknie ktore granica/ jest izby i maja powiewaja/ tu matki ciemne ciche re/ce przebywaja/ te/czowy refleks czy wodospad nad obrusem ciemnieja/ ciszej i gore/cej mimo zmarszczek szept smutny niemyslana/ grozba/ matko zbudzony patrze/ spod rze/s trawy leza/c matko twe siwe oczy placza/ nade mna/ moze wiatr jestem tu choc daleko na innym wybrzezu twoj ostatni kwiat tak malo wiesz o synu chodza/ca wsrod gromnic tyle ze spajam glazy rymow tyle ze nie moge/ zapomniec plomienia dymu jak nikt inny jestes posrod ludzi mowic coz mowic drz/ec' z niemocy slow zebys mloda i pie/kna w usmiech mogla wrocic znow (Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932) Tak Kuncewicz o katastrofizmie i Czechowiczu: Katastrofizm byl w literaturze dwudziestolecia wojennego, szczegolnie od mniej wiecej trzydziestego roku, pradem bardzo powaznym, ktory wywarl pietno na prawie wszystkich tworcach. Ze szczegolna sila wyrazil sie w poezji Broniewskiego, Kwadrygi i Zagarow - jesli ograniczymy sie do poezji. W prozie i dramacie miejsce nieporownywalne zajmuje tworczosc Stanislawa Ignacego Witkiewicza. Katastrofista byl takze zakochany w slodyczach i w ladnych chlopcach senny poeta z Lublina, Jozef Czechowicz (1903-1939). Chwilami mysle, ze najwiekszy poeta polski pierwszej polowy stulecia. Podkresla jednak, ze katastrofizm Czechowicza "najwiekszy nacisk kladzie na smierc indywidualna, na kres nieunikniony". Jak, np., w tym wierszu: ballada z tamtej strony _______________________ o smierci nic juz nie wiem o czarne okna i powieki trzepoce motylami pachnie sosnina/ modrzewiem dotyka co noc snami zza cichej rzeki gdzie mgla noga za noga/ wlecze sie/ w ciemny zaka/t trzyma w skrzynce niebieskawy akord skrzynki otworzyc nie moga/c zycie jest snem krotkim mowi glos z prawej strony zycie snem krotkim wtoruje ze smutkiem glos lewy przyciszony zycie snem krotkim to trzeci nieodgadniony i wzbija sie/ w szare niebo mgla z nieznanego oblicza a czas a ziemia dziewicza a dlaczego wzrok twoj nie schodzi z przedmiotow pod oknem leza/cych na stole z godziny w ktorej zem sie/ rodzil ze skrzynki zamknie/tej jak bolesc z umarlych ra/k czechowicza. (Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932) Ale sa jego wiersze o wyraznych nutach ogolno-swiatowego, ideologicznego i wojennego katastrofizmu. zal ___ glowe/ ktora siwieje a swieci jak swiecznik kiedy srebrne pasemka wiatrow przefruwaja/ niose/ po dnach uliczek jaskolki nadrzeczne swiergoca/ to malo idzze tak chodzic tak ogla/dac sceny sny festyny roztrzaskane szybki synagog plomien polykajacy grube statkow liny plomien milosci nagosc tak wysluchiwac ryku glodnych ludow a to jest inny glos niz ludzi glodnych placz zniza sie/ wieczor swiata tego nozdrza wietrza/ czerwony udoj z potopu gora/cego zapytamy sie/ wzajem ktos zacz rozmnozony cudownie na wszystkich nas be/de/ strzelal do siebie i marl wielokrotnie ja gdym z plugiem do bruzdy przywarl ja przy folialach jurysta zakrztuszony wolaniem gaz ja spia/ca posrod jaskrow i dziecko w zywej pochodni i bomba/ trafiony w stallach i powieszony podpalacz ja czarny krzyzyk na listach o zniwa zniwa huku i blaskow czy zda/zy kre/ta rzeka z braterskiej krwi odrdzawiec nim sie kolumny stolic znow podzwigna/ nade mna/ naleci wtedy jaskolek zamiec swisnie u glowy skrzydlo poprzez ptasia ciemnosc idzze idz dalej (Z tomu "nuta czlowiecza" 1939) Czechowicz pochodzil z ubogiej, ze wsi wywodzacej sie rodziny i dziecinstwo, - byl wczesnie osierocony przez ojca - spedzil w ubostwie. Studia w seminarium nauczycielskim przerwal uczestniczac w wojnie 1920 r., potem pracowal jako nauczyciel na Wilenszczyznie, a od 1926 w Lublinie, gdzie zostal kierownikiem szkoly specjalnej. W 1936 roku oskarzono go o niemoralny tryb zycia (do czego przyczynil sie jego poemat "hildur baldur i czas" (zalaczam fragment), uznany za apologie milosci homoseksualnej i zmuszono do rezygnacji ze Zwiazku Nauczycielstwa Polskiego. Zostal sekretarzem w "Pionie", a nastepnie zaczal pracowac w Polskim Radiu. hildur baldur i czas 5. wszystko przemija ____________________ skrzydla w niebie furkocza/ glucho ikar to ikar opuszcza dedala piorunow starca szkarlatna fala uderzy w puchar pozbawiona kulis przepychu ziemia stromo sie/ pietrzy juz wielkie schody wioda/ pod chmur dno ptaki padaja/ na marmur cicho szczes/cie oslabia ptaki mra/ a starzec za tymi dwoma rok po roku zatapia jak sine kry kogut zapial kosa sie/` skrzy baldurze wyzej ty czujesz nie ma powrotu och idzie kose/ odrzucil a uja/l spiewny luk to znaczy smierci nie chce tylko go stra/ci grotem abyscie razem nie doszli do czarnych strug stopnie z bialego kamienia silo przedwieczna pogas przeciez plona/ce w sloncu wydaja/ hildura na strzal groznego wroga imie jego nienawisc mlodych cial przykle/ka blyska broda/ asyryjska/ napina cie/ciwe/ swisne/lo to juz to spada hildur koluje w otchlani siwej ugodzony pod serce nisko a swiatlo pszenicznych wlosow jak siostra za nim szlo (Z tomu "nic wiecej" 1936) Kuncewicz zwraca nasza uwage na tomy "ballada z tamtej strony" (1932), "nic wiecej" (1936), i "nuta czlowiecza" (1939), ale zauwaza jednoczenie, ze Wlasciwie nie ma tomow niewaznych. przez kresy ___________ monotonnie kon glowe/ unosi grzywa splywa raz po raz rytmem kolo kola ziola terkocze senne polzycie drozyna/ lesna/ la/kowa/ dolem dolem polem nad wieczorem o rzyska zawadza ksie/zyc ciemny czerwony wolam zloty kolacz nic nie ma nawet snu tylko kol skrzyp mglawa noc jawa rozlewna wolam kolacz zloty wolam kola dolem polem kolacz zloty (Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932) III. ==== spiewala daleko gdzies w slonecznikowych sloncach zagubiona wies Pisze Julian Krzyzanowski: W pusciznie pisarskiej Czechowicza, formalnie bardzo bliskiej technice awangardowej, ostentacyjnie nowoczesnej - poeta bowiem od samego poczatku konsekwentnie unikal duzych liter i znakow przestankowych - przewijaja sie pewne stale motywy stanowiace o jej swoistym charakterze, i to motywy o nastawieniu raczej artystycznym niz ideologicznym. Wsrod nich miejsce niemal czolowe zajmuja wyznania autobiograficzne, prawiace zarowno o zyciu osobistym poety, jak - przede wszystkim - o pracy pisarskiej, stanowiace sens tego zycia, uwienczonego w przyszlosci dopiero, gdy "kiedys zaleje slawa ciemnym zlotem grob". "Kiedys zaleje slawa ciemnym zlotem grob". Przeczytajmy caly ten wiersz, ktorego ostatnia linijka przypomina i Horacego i Puszkina. To wiem _______ dzien bursztynowy mija rok za rokiem przemija niedaleko dlonie poety plona/ ales korono daleko nie spadasz jakos na czolo a spadly pierwsze krople burzy w ogrodach ognia pomruk wybuchy wrozy jeszcze zaczekam potem obale/ sie/ jak wszyscy trup i tak kiedys zaleje slawa ciemnym zlotem grob (Z tomu "nic wiecej" 1936) Staroswiecko w wieku XX brzmiala ta nadzieja, tak czesto wiazaca sie z zapowiedziami rychlej smierci - zauwaza Krzyzanowski. Ja dopatruje sie w tym wierszu nuty, choc mniej glosnej, ale jednak nuty "Exegi monumentum" Horacego. Pisze dalej profesor Krzyzanowski: Snujac te pomysly, nie byl Czechowicz odosobniony, podobne bowiem przewijaly sie w liryce rowiesnego mu, mlodo zmarlego na gruzlice Jerzego Lieberta (1904-1931), gdzie jednak przejmujaca kontemplacja wlasnej smierci zwiazana byla z przezyciami religijnymi ("Gusla" 1930; "Kolysanka jodlowa", 1932). Natomiast Czechowiczowi obce byly, pisze Krzyzanowski, akcenty religijne ... i dlatego wlasnie ta sfera jego liryki uderza swa niezwykloscia i wyjasnia przekonanie poety o niesmiertelnosci swieckiej, zdobywanej wlasnym wysilkiem tworczym. Przypomnijmy sobie cytowana juz poprzednio "ballade z tamtej strony", przeczytajmy ponizszy wiersz. Legenda _______ spojrzeniem obloki przebral trojk/at m/adre oko boze ksie/zyc kropla/ ze srebra cie/zyl o tej porze smolny swa/d z czarnych lasow sie/ dzwigal nad miastami czerwono i dym i gaz niebo chodzilo kolem jak smiga zataczal sie/ bo noc glucha czas zwykle slowa mowi sie zawsze zwyklym slowem o inaczej zaczynac na nowo otrza/sna/c z gwiazd glowe/ noc gwiazdy bulwary drzewa wiatr nie tak szarpie mi kurte/ jak niegdys szarpal sukienke/ przedwczesnie nawet nie spiewa przerwalo piosenke/ cisza/ ty chcesz mnie przebic w milczeniu slychac twe wieki grozba/ wolasz do siebie boze daleki szuka oko bystre znalazles wstrzymalem oddech wznosza/ sie re/ce przeczyste czekaja/ kiedy sie/ poddam o daleki slyszysz te wiersze o daleki nie be/de/ twoim swierszczem wzdychaja/ miloscia/ piersi nie doczekasz sie/ niebo przemian niech sie/ wiersz lamie jak pierscien przybywaj ziemio ziemia skala glina a ja to mie/snie i kosciec konczy sie/ co sie/ zaczyna nie moze byc jasniej i prosciej (Z tomu "dzien jak codzien" 1930) Co Krzyzanowski okresla "zalobnym rozwazaniem" Czechowicza bylo swiadomoscia wlasnej przemijalnosci, swiadomoscia wspolna i innym katastrofistom. A jednak ta swiadomosc strasznego zagrozenia ani nie byla dlan oslepiajaca obsesja, ani nie paralizowala go. Noc ___ Bursztyn w ga/szczu ze/ginow blyski rzuca sowite. A ty? Tylkos bursztynu cieniem w liscie spowitym. Kwiaty zolte w ciemnosci rozzlocily sie/ mocno, pachna/ snarwy i broscich lunnie, cie/zko i mroczno. A Ty? Jakbys przez zielen gwiazdom klanial sie/ patrza/c, ze nad rogiem jelenim ledwo, ledwo majacza/... I pogasly. I w kniei bursztyn jarzy sie/ nisko, zanim w gwizdku kolei zgasnie. A Ty? Wzbijasz sie/ z trawy, gdy wiatr switu sie/ zerwie ble/kitnawy, laskawy, i rozchwiejesz sie/ w czerwiec. (Z wierszy rozproszonych.) Pisze Krzyzanowski: Tlo naturalne [...] stanowia dla Czechowicza obrazy o charakterze pejzazowym, a wiec zarowno sylwetki miast polskich w zbiorku "Stare kamienie" (1934), powstalym jako dzielo napisane wspolnie z Franciszka Arnsztajnowa, jak pelne czaru szkice przyrody, goraco podziwianej rownie dobrze w "spiewem dzwonow dzwonnej Burgundii", jak w kraju ojczystym, Lubelszczyznie i na Wolyniu. lato na wolyniu _______________ la/ka hustawka sznury pogody chrze/szcza/ rozwiewa sie/ nieba kaftan w rozkolysaniach kolysza/ sie/ gale/zie pachna/c szcze/sciem tryumfowania od chmur dalekich do suchych skal mlot slonca polysk moich stop chwala tratuje wolyn unosimy sie/ falisty dym to sloneczna glowa i ja opadamy jak zgaszony wybuch kra/zy fosforyczny rym napowietrzna ryba z rozkosza/ gwizdze/ w czerwcowy czad skacze/ koluje/ te/tnie/ 25 lat nagiego ciala ogien re/ce ptakami w niebie wiatrem nad trawa/ nogi to pie/knie to pie/knie sluchaj gdy karminowy grzebien poludnia zlobi upal gdy lazurowym koniem do nas przyfruwa z gora/cej przestrzeni asonans ukochanej ziemi hej (Z tomu 'ballada z tamtej strony" 1932) Wrocmy do Krzyzanowskiego: Wzieta jako calosc liryka Czechowicza urzeka swymi odrebnosciami [...] Uderza precyzja rysunku, stylizowanego niejednokrotnie na prymityw, a bardzo plastycznego. Nade wszystko zas ujmuje swa melodyjnoscia czy spiewnoscia - swym wdziekiem melicznym. Obie te cechy sprawiaja, iz spiewak "nuty czlowieczej" dziala na odbiorce wlasnie jako spiewak, calkowicie odmienny i od poprzednikow, i od wspolczesnych. Nad pierwszymi, poetami w rodzaju Lenartowicza czy Konopnickiej, goruje awangardowa oszczednoscia wyrazu; obce mu jest liryczne gadulstwo, wyparte przez styl eliptyczny, a jednak dzieki obfitosci metafor pelen plastyki; nad drugimi, nawet takimi mistrzami jak Przybos - bogactwem melodyjnego, dzwiecznego slowa, zaskakujacego efektami rytmicznymi, ktore z miejsca zdobyly sobie uznanie. pontorson _________ osma/ godzine/ znaczy twardy zegara terkot dzieci w sabotach smieja/ sie/ biegna/ do szkoly odprowadza je sad brzoskwiniowy a pachnie cierpko jest tu i ranek jasny jak lusterko wesoly to on siekiera/ z bursztynu podcina drzewa nocy wie/c wala/ sie/ ciemnymi koronami na zachod w uliczce kosciol ma srebrne oczy domy na kolanach modla/ sie/ bez strachu pole w cieplych okrzykach bo tam zolty lubin swoim nocnym kolorem sie/ upil a jeszcze slonca polyka ramieniem pijanym otacza najmilsza/ zabawke/ swa/ miasteczko plaskie jak taca stare jak zgrzyt zegara pontorson pani stanislawie z gozdeckich horzycowej (Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932) Profesor Krzyzanowski tak ostatecznie osadza Czechowicza: W rezultacie zapowiedz poety potwierdzila sie - i to podwojnie. Zywot jego, tragicznie i przedwczesnie przerwany, przedluzyla slawa, zlotem zalewajaca jego lubelski grob, a raczej poswiecone mu muzeum. IV. === "Scigam pewien absolut. Choruje, aby dobrnac do najczystszego tonu. To jest sprawa miedzy Poezja a mna." Bohdan Zadura zauwaza w swym Wstepie do zebranego przez siebie tomu wierszy Czechowicza (1988 r.), ze mimo zapowiedzi ciagle nie ukazaly sie dziela zebrane. Podobnie jest w "Leksykonie" Bartelskiego z 1995 r.; tez nie ma tam wzmianki o zadnym kompletnym zbiorze utworow tego poety i pisarza. Z wymienionego tam tytulu "Utwory dramatyczne", w opracowaniu Tadeusza Klaki, nie mozna nic wnioskowac o kompletnosci tej ksiazki. Z czego, oprocz poezji, gdzie glowna role odgrywala liryka (choc byly takze, czasem pomijane w pewnych zbiorach, wiersze satyryczne i wiersze dla dzieci), skladala sie jego tworczosc? Czytamy w "Literaturze Polskiej: Przewodnik Encyklopedyczny", ze Pozostawil sporo artykulow, recenzji i wypowiedzi o poezji, nieco opowiadan i "skrotow powiesci", laczacych fantastyke z elementami autobiograficznymi. przez cale lata pracowal nad powiescia "Berlo" (nie zachowana). W poet. jednoaktowkach (niektore druk. 1937-38 w "Pionie", m. in. "Czasu jutrzennego", wyst. 1939 w Warszawie przez W. Horzyce i sluchowiskach radiowych rozwijal, powracajacy czesto w jego liryce, motyw 'wyobcownia bohatera-artysty ze spoleczenstwa' uprawial tez tworczosc dla dzieci, siegajac do form poezji lud. (kolysanki). Tu znow Bartelski (1995) podaje tylko wybor wierszy dla dzieci Czeslawa Janczarskiego, a nie kompletny zbior. Podaje dalej Przewodnik Encyklopedyczny, ze Czechowicz Przekladal poetow fran. (G. Apollinaire). ros. (A. Bl/ok) i in. narodow sl/ow., byl jednym z pierwszych tlumaczy T. S. Eliota i J. Joyce'a (fragment "Ulissesa" w "Pionie" 1938). Bohdan Zadura, ktory przyznaje sie do niecheci, a co najmniej do obojetnosci wobec poezji Czechowicza, pisze, ze przeklady sa "stosunkowo obszernie rezprezentowne" w jego wyborze, i ze pokazuja one "rozleglosc jego [Czechowicza] zainteresowan jako tlumacza". Co wiecej, pisze: Fakt, ze Eliot, ktory dla mojego pokolenia stanowil objawienie w roku 1960, kiedy to ukazal sie wybor jego poezji po raz pierwszy w Polsce, tlumaczony byl przez Czechowicza blisko cwierc wieku wczesniej. Tadeusz Rozewicz bardziej wyraznie, chwalac oczytanie i przeklady Czechowicza, podkresla ich znaczenie dla poezji polskiej. Czechowicz pozostawil przeciez szereg swietnych tlumaczen z Apollinaire'a, Verhaerena, Rimbauda, Halasa, Nervala, Pasternaka, Whitmana, Sandburga... Byl pierwszym w Polsce tlumaczem Eliota. Poezja "awangardy" (scislej, "krakowskiej awangardy") byla jednowymiarowa, ograniczona. Poezja Czechowicza dodala "awangardzie " polskiej nowy wymiar, nowa glebie, rozszerzyla pole widzenia i wrazliwosci. Stala sie jakby jej drugim skrzydlem, ale skrzydlo to nie rozwinelo sie w pelni, zostalo przetracone. Pisze Rozewicz o swojej selekcji "Wierszy wybranych" Czechowicza, ze Kazdy nowy wybor poezji to nowe spojrzenie na poete. W tym wypadku na poete bardzo zlozonego, bardzo w sobie zamknietego. Odnosi sie to takze do mojego skromnego opracowania. Cytuje wiersze, ktore mi sie podobaja, ktore ilustruja omawiane aspekty tworczosci Czechowicza, a mam dostep tylko do trzech zbiorkow poety. Prawdopodobnie krzywdze go wiec mym wyborem jego wierszy i tlumaczen. Caveat lector. Aleksander B/lok. * * * Przy malej mogilce, w zielonej oddali, W Swie/to Zwiastowania spiewano hymn. Biali ksie/za z jasnym usmiechem chowali malenka/ dziewczynke/ w szatce -- jak dym... Wszystkich wszak, kto woli najwyzszej uprosil, ma w opiece swojej Ojciec, niebios Krol. Cicho sie/ kadzidel dym ku niebu wznosil, jakby nie z kadzielnic, lecz z zielonych pol... * * * * * * Wstaje zza traw wysokich ksie/zyc Czerwona tarcza wojownika. Muzyka bujna/ fala/ cie/zy, W ocean lun i zorz przenika. W godzinie brzmia/cej tryumfalnie Dlaczego, smyczku moj, sie/ gniewasz I we wszechswiata spiew nachalnie Swoja/ pospieszna/ piosnke/ wlewasz? U traw wysokich ucz sie/ sluchu, Rozplyn sie/ w morzach zorz bez celu, Do kraju skrzypiec, kraju duchow Sla/c glos przecia/gly, przyjacielu... * * * Thomas Stearns Eliot. We/drowka Trzechkrolowa _______________________ Mrozna/ mielismy podroz. Toz to najgorsza w roku pora Na we/drowanie, na tak daleka/ we/drowke/! Ta trudna droga, surowa pogoda, Sam srodek zimy... Te wielbla/dy kuleja/ce, krna/brne, rozproszone, Pokladaja/ce sie/ w wilgotnym sniegu... Zal nam bylo niekiedy Letnich palacow na stokach wzgorz, tarasow, Jedwabistych dziewcza/t, co cze/stowaly sorbetem... Ci poganiacze wielbla/dow z kla/twami i narzekaniem Uciekaja/cy, bo zachcialo im sie/ trunku i kobiet... Ogniska nocne gasna/ce, bezdomnosc, Te miasta wrogie, grody nieprzyjazne, Te wioski brudne, a droza/ce sie/... Trudny byl dla nas ow czas... Pod koniec milej nam bylo we/drowac cala/ noc A sypiac byle jak, Podczas gdy glosy spiewaly nam w twarz: -- To wszystko bylo szalenstwem... Wreszcie o brzasku zsta/pilismy w lagodna/ doline/ Nizej granicy sniegow. Pachnialo zielenia/ i woda/. Tam bystra struga i mlyn bily w ciemnosc, Tam trzy drzewa na niebie nisko, Tam stary siwosz gnal po la/ce. Dotarlismy potem do gospody, co miala ganek w winorosli: Szesc ra/k w otwartych drzwiach rzucalo kosci o srebro, A nogi kopaly puste miechy po winie. Nie dowiedzielismy sie/ tam niczego. Przeto zda/zalismy dalej. Kres we/drowki wypadl o zmierzchu, nie wczesniej. Znalezlismy owo miejsce. Mozna rzec -- dobrze sie/ stalo. Wszystko to, co pamietam, dzialo sie/ bardzo dawno. We/drowalbym raz jeszcze, ale zapiszcie w ksie/gach, Zapiszcie to: "Czyli nas wiodla ta daleka droga Po Narodziny czy po Smierc? Bo tak, bo byly Narodziny Swiadczymy, byly. Bez wa/tpienia... Widzialem narodziny i smierc, Lecz myslalem, ze roznia/ sie/ czyms. Te Narodziny byly dla nas Jak cie/zka i gorzka agonia, jak smierc, nasza smierc..." Wrocilismy do naszych krain, tych Krolestw. Ale nie bylo nam tak dobrze w nich jak ongi Z obcym ludem, co w swe szpony chwyta bogow... Rad bym byl smierci ponownej... * * * Guillaume Apollinaire. Fotografia __________ Twoj usmiech ne/ci mnie, jak Ne/cilby mnie kwiat, Fotografio, jestes zmurszalym grzybem Boru. Jej pie/knosci, Plaszczyzny twe polyskuja/ce biela/, to Ksie/zyca blask w cichym ogrodzie, A tam bystre wody i swawolni ogrodnicy. Fotografio, jestes dymem plomienia Jej pie/knosci. Fotografio, Masz w sobie Dzwie/ki tak rzewne, Ze slysze/ Melodie/. Fotografio, Jestes cieniem Slonca Jej pie/knosci. * * * Hryc' Czuprynka Gromniczka __________ Pali sie/ swieczka i drzy gromniczka, Matusia w trumnie sosnowej leza/, A oboje/tna nieznana mniszka W glos czyta swie/te karty psalterza. Dzieci malenkie, brat i siostrzyczka, Bawia/ sie/ w ka/cie, bo to jak swie/ta. Pali sie/ swieczka i drzy gromniczka, Izdebka taka ciemna i sme/tna. Kosa smiertelna -- noc tajemnicza Matke/ spotkala w zalu bezdennym. Plonie gromnica, migoce swieca, A dzien za oknem spiewa promienny. I slonecznego jarkiego liczka Chmurka ni jedna nie zakrywala. Plone/la swieczka, drzala gromniczka I matus w blasku snem wiecznym spala. W wianku jedwabna trawa-rosiczka Wila sie/ poprzez rozane kwiecie. Plone/la swieczka, drzala gromniczka, Z ka/ta na matke/ patrzylo dziecie/. Chociaz niewielka to tajemnica, Jakze zrozumiec zycie i zgony? Migoce swieca, plonie gromnica Symbolem smierci nieodgadnionym. * * * Jewhen Malaniuk (1897-1969), poeta, tlumacz, eseista, dobry znajomy Tuwima, zaprzyjazniony z Maria Dabrowska, Jaroslawem Iwaszkiewiczem, Kazimierzem Wierzynskim i innymi polskimi literatami, zdobyl sobie rozglos i wsrod Polakow dzieki artykulom Kadena-Bandrowskiego i Pruszynskiego. Jak wielu innych wybitnych pisarzy ukrainskich drukowal on swe wiersze w pismie " Literaturno- aukowyj Wysnik", pozniej "Wysnyk". On takze przyczynil sie do rozwoju literatury ukrainskiej w przedwojennej Polsce, gdzie byl czlonkiem ukrainskiej grupy literackiej Tank w Warszawie, skupionej wokol almanachu "My" (1934-39). Znowu scielesz stepowy kilim... _______________________________ Znowu scielesz stepowy kilim Pod kopyta, arby i jurty. Znow zrenice dymem okryli, Krew tatarskim wzburzyli nurtem. Jak i ongis Batyj? Timurze?... -- Caluj, caluj ra/bek tej szaty, Nie ocalisz w sofijskim klasztorze Slepych stepow ni marnej chaty. Nie zalowal nam czasu Chrystus: Siedem wiekow trwala epopeja. Taszlyki oto kamieniste I rybackie to balakleje. Bystry wir wsrod fal Karhalyku Sennie toczy wody Syniucha. I ten sam je/k, w tym samym krzyku Bol sie/ wznosi te/py i gluchy. Slonce chmura gniewu zacmiewa, Szczerza/ ze/by jagnie/ta milcza/c, A poroslas burzanem, kostrzewa/, Zamiast chalup masz jamy wilcze. Nie zapomni buntow gromada, Nie zelzaly obrze/kle zyly. Cie/zkiej krwi waszej, soku nomadow Jeszcze ostre klingi nie pily. I swobodny brzeszczot nie brze/ka... Idziesz chylkiem poprzez stulecia I -- jak kamien -- cia/zy mi dziecie/: W lonie dzikim mongolski be/kart... * * * Przypomina nam Tadeusz Rozewicz, ze Czechowicz Byl [...] przywodca mlodziezy poetyckiej, ktora otaczala go miloscia i uwielbieniem, byl uznawanym przez pewne kola "ksieciem poetow". Byl wiec na rynku, na "gieldzie literackiej". Prowadzil aktywny tryb zycia [...] A przeciez rownoczesnie byl bardzo oddalony od rynku, od gieldy, a nawet od rzeczywistosci, ktorej fale bily o brzeg tej poezji i podmywaly jej muzyczna konstrukcje. Czechowicz byl zamkniety, zanurzony w melodii, pochylony nad soba. Zasluchany. Plynal, czasem wolniej, czasem predzej, do sobie tylko wiadomego ksztaltu piekna. Czy naprawde wiadomym mu byl ten ksztalt? Odpowiadajac na ankiete "Okolicy Poetow" w 1936 r. pisal Czechowicz: Wiec padaja deszcze, padaja trony, padaja granaty, a w poecie przelatuja mgly i obloki zmienne, trudno uchwytne, co chwila inne. I ani jeden z ksztaltow nie chce sie ustalic jako ten jedyny i niepowtarzalny... ... znaczenie wyzwalajace miewaja czasem wydarzenia z zewnatrz: rozmowa z kims, nagle uderzajace piekno pejzazu na przechadzce, ksiazka, a najczesciej muzyka. I to nie specjalnie dobra muzyka koncertowa. Nie. Po prostu glos fortepianu noca pogodna w cichej uliczce starego miasta albo pod ostrym sloncem orkiestra wojskowa, albo skrzypce grajka ulicznego ... ... pisze sporo. Drukuje mniej wiecej polowe tego, co pisze. A z tym, co drukowalem dotad, nie ma ani jednego wiersza napisanego w swym ogolnym ksztalcie poza stanem owego muzycznego falowania ... "Okolica Poetow", jedno z pism prowincjonalnych redagowane przez Stanislawa Czernika, poete i nauczyciela gimnazjum w Ostrzeszowie, mimo trudnych warunkow finansowych, poczatkowo malego nakladu (300 egzemplarzy), i warszawocentryzmu zycia literackiego trwalo i przyciagalo bardzo dobrych pisarzy, np. Przybosia i Czechowicza. piesn o niedobrej burzy _______________________ Oj zaszumialy chmiele winogrady ponuro ponuro kiedy sypne/lo lazurowym gradem za gora/ oj i pomkne/ly nadobne panienki po lugu po lugu zsuna/l sie/ we/zyk srebrzysty malenki po plugu oj malowany panie muzykancie zla chwila zla chwila juz sie/ most z pawiewm na mlynowym stawie przechyla oj w siwej burzy opadaja/ kwiecie i liscie i liscie juzci plug w kuzni mlotkami bijecie ogniscie oj malowany panie muzykancie umykaj umykaj smierc twoja blyszczy na stalowym kancie jak mika oj skrzypki skrzypki z samorodnej lipki zakwila/ zakwila/ dlugo sie/ be/da/ osmucaly chmiele ta/ chwila/ nie chciales panie kudlatym kowalom uwierzyc uwierzyc glowa pod mostem nad nia/ wody welon juz biezy organy graja/ panieneczki lkaja/ plug dzwoni plug dzwoni czy ty be/dziesz w raju czy ty bedzies w rajskiej koronie ej malowany panie muzykancie po cos gral z gradem gral z gradem nie lepiej bylo kochac skrzypki noca/ chodzic srebrnego we/zyka sladem * * * Oparlem sie na: Jozef Czechowicz, "Wiersze wybrane", wybor i wstep Tadeusza Rozewicza, Warszawa, PIW 1979. Jozef Czechowicz, "Poezje", wybor i wstep Bohdana Zadury, Lublin, Wydawnictwo Lubelskie 1988. Waclaw Borowy, "Od Kochanowskiego do Staffa: Antologia liryki polskiej", PIW, Warszawa 1992. Leslaw M. Bartelski, "Piesn Niepodlegla: Pisarze i wydarzenia", Wydawnictwo Literackie, Krakow 1988. Leslaw M. Bartelski, "Polscy pisarze wspolczesni 1939-1991: Leksykon", Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995. "Historia literatury polskiej w zarysie", wydanie szoste poszerzone, pod redakcja Mariana Stepnia i Aleksandra Wilkonia, PWN, Warszawa 1989. Julian Krzyzanowski, "Dzieje literatury polskiej", PWN, Warszawa 1979. Piotr Kuncewicz, "Agonia i Nadzieja: Literatura Polska od 1918". Tom I Polska Oficyna Wydawnicza "BGW", 1993. Jan Lechon, "Dziennik", tom 1-2, 1992, tom 3 1993, PIW, Warszawa. "Literatura Polska: Przewodnik Ecyklopedyczny", PWN, Warszawa 1984. Czeslaw Milosz, "Historia Literatury Polskiej do roku 1939", Wydawnictwo ZNAK, Krakow 1993. Zofia Nalkowska, "Dzienniki 1939-1944", Czytelnik, Warszawa 1996. "Slownik literatury polskiej XX wieku". Vademecum Polonisty, Zaklad Narodowy Im. Ossolinskich, 1993. Andrzej, Zawada "Dwudziestolecie Literackie: A to Polska wlasnie", Wydawnictwo Dolnoslaskie, Wroclaw 1995. tkg ________________________________________________________________________ Wszystkie artykly drukowane w "Spojrzeniach", z wyjatkiem specjalnie zaznaczonych, ukazaly sie poprzednio na liscie dyskusyjnej "Papirus". Informacje o tej liscie dostepne od T. K. Gierymskiego . Redakcja "Spojrzen": [email protected], oraz [email protected] Archiwa: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz Adresy redaktorow: [email protected] (Jurek Krzystek) [email protected] (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Kazde powielanie wymaga zgody redakcji i autora danego tekstu. _____________________________koniec numeru 156__________________________