____________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
____________________________________________________________________

    Piatek, 07.02.1992.                                       nr.11
____________________________________________________________________

W numerze:
         Tadeusz Gierymski - 'Ist der Mensch was er liest?'
          Wojtek Krupinski - Jak to jest z tym "Dozorca"?
                Jan Glinka - Dlaczego komunizm upadl
        Jurek Karczmarczuk - Postacie, a zwlaszcza kilka
         Sylwester Walczak - Dyskretny urok auta z Ameryki
                           - Rozwiazanie zagadki logicznej
____________________________________________________________________

                    'IST DER MENSCH WAS ER LIEST?'
                    ==============================

Tadeusz Gierymski ([email protected])

(Tekst ten w nieco innej redakcji ukazal sie uprzednio na "Poland-L")

Pan Jerzy Kropiwnicki, obecny minister pracy i opieki spolecznej,
tak jest cytowany w wywiadzie ze "Sprawy Polskiej" w 1991 roku (cytuje
na podstawie przedruku w Poland - L).

  "Ksiazke Gildera tlumaczylem z sympatii ideowych. Obok Charlesa
  Murraya i Lawrence'a Meada nalezy on do tej grupy ekonomistow
  neokonserwatywnych, ktorym bliskie sa wartosci chrzescijanskie,
  dla ktorych optyka patrzenia poprzez sprawy rodziny jest optyka
  naturalna. Propozycja przyszla z nienajblizszego mi kregu - od
  liberalow, ale mimo to ksiazka okazala sie bardzo mi bliska."

Warto wiec jest zapoznac sie z pogladami tych bardzo wplywowych w
USA autorow, a szczegolnie z ksiazka Gildera; moze choc w pewnej
mierze oswietla nam one naszego ministra.

Zreferuje nastepujace ksiazki z perspektyw waznych p.
Kropiwnickiemu, a mianowicie chrzescijanstwa i rodziny :

   Wealth and Poverty. George F. Gilder, Basic Books, Inc., New
   York, 1981.

   Losing Ground: American Social Policy, 1950-1980. Charles A.
   Murray, Basic Books, Inc., New York, 1984.

   Beyond Entitlement: The Social Obligations of Citizenship.
   Lawrence M. Mead, The Free Press, New York, 1986.

Wspolnym ich watkiem jest potepienie zarowno teoretycznych zalozen
jak i praktycznych wynikow amerykanskich federalnych programow,
ktore zbiorowo nazywano Wojna z Ubostwem.

Murray stwierdza, ze wynik tych programow po dwudziestu latach
bilionowych wydatkow jest paradoksalny. Nie tylko, ze sytuacja
ubogich mniejszosci pogorszyla sie w dochodach, szkolnictwie,
zdrowiu, kryminalnosci, i w stosunkach rodzinnych, ale te wlasnie
programy powoduja to pogorszenie.

Twierdzi on, ze Wojna z Ubostwem spowodowala katastrofalne zmiany w
psychice i w zachowaniu sie ubogich, zabijajac inicjatywe, poczucie
odpowiedzialnosci za rodzine i za spoleczenstwo, niszczac zwiazki
rodzinne, obalajac tradycyjna role mezczyzny jako glowy rodziny,
usuwajac przekonanie, ze praca jest koniecznoscia i warunkiem
dobrego zycia. Zamiast pomoc wyjsc z ubostwa federalne programy
uzaleznialy otrzymujacych takie pomoce na reszte zycia. Sa to
niemoralne wyniki Wojny z Ubostwem. Murray proponuje prawie ze
calkowite zburzenie skomplikowanych struktur federalnych swiadczen i
uprawnien spolecznych.

Mead byl wykladowca nauk politycznych, pisal mowy dla Kissingera,
byl zatrudniony jako badacz przez Department of Health and Human
Services.

Oto glowne tezy jego ksiazki :

1. Federalne programy dla ubogich sa poblazliwe; cackaja sie z nimi
   i jak zbyt lagodna matka, rozpuszczaja, a nie wychowuja.

2. Pomoc powinna byc uwarunkowana przyjeciem zobowiazan w stosunku
   do spoleczenstwa. Liberalne przeslanki tych programow koncentruja
   sie na przywilejach, a zaniedbuja obowiazki.

3. Najwazniejsze zobowiazania to: ukonczenie szkoly, praca, i
   posluszenstwo wobec prawa.

4. Obecne programy nie wymagaja od biednych, by stali sie
   niezalezni, odpowiedzialni za siebie, by przyjeli obowiazki
   spoleczne, a wiec nie pomagaja im w staniu sie rownowartosciowymi
   i rownouprawnionymi obywatelami.

A teraz zajme sie ksiazka Gildera. Nie mam polskiej wersji - moj
przeklad.

Gilder pisal mowy dla Prezydenta Reagana. "Wealth and Poverty" tak
podobno podobala sie prezydentowi, ze obdarowywal nia i wiernych, i
tych, ktorym braklo jeszcze wiary. David Stockman, niegdys Dyrektor
Budzetu, okreslil te ksiazke jako "prometejska w swej sile
intelektualnej i wgladzie." Ksiazka uwazana byla za vademecum nowej
administracji.

W tej ksiazce jej rzecznicy widza nie tylko uzasadnienie kapitalizmu
jako praktycznego systemu ekonomicznego, ale i uzasadnienie jego
moralnych, a nawet transcendentalnych, wartosci. Wypowiedzi Gildera
nie pozwalaja na watpliwosc - pisze on o neokonserwatywnej ekonomii
jak eschatolog.

Okolo dwiescie siedemdziesiat stron tekstu podzielone jest na trzy
czesci.

Czesc pierwsza - to pean na czesc kapitalizmu i jego obrona. Czesc
druga - to rozprawa z Wojna z Ubostwem. Czesc trzecia - Wiara,
Nadzieja, Odwaga i Przypadek jako Podstawy Ekonomii.

Zacznijmy od streszczenia co to jest bogactwo, a co ubostwo.
Bogactwo to nie pieniadze, posiadlosci, albo zasoby naturalne.
Gilder odroznia 'riches' od 'wealth.' Arabia Saudyjska jest 'rich',
ma pieniadze, zasoby naturalne, jej wladcy moga sobie kupic co chca,
ale otwieraja konta za granica, tam umieszczaja pieniadze, bo nie
wierza we wlasny kraj. "Bogactwo to majatek, ktory przyrzeka
przyszle dochody." "Czterysta lat temu Hiszpania byla zasobna (rich)
jak Arabia Saudyjska, topila sie pod potokiem pieniedzy z kopaln
srebra w... jej koloniach... Ale Hiszpania nie osiagnela bogactwa i
znow zmartwiala..." Dla Gildera bogactwo w ostatecznej analizie to
kapitalizm, a "kapitalizm to glownie umyslowosc, idee i uczucia." "W
ekonomii cechy mysli i ducha sa wazniejsze niz kapital i kontrakty z
pracujacymi."

"Kapitalizm zaczyna sie w obdarowywaniu." Nawet tacy obroncy
kapitalizmu jak Adam Smith i Irving Kristol nie dostrzegli tej
altruistycznej natury kapitalizmu. W primitywnych spoleczenstwach
kapitalista byl wodz szczepu, ktory tak umiejetnie rozpoznal
potrzeby innych, ze jego szczodre dary zwracane byly przez
obdarowanych jeszcze szczodrzej. "Takie obdarowywanie sie to byl
wlasnie turniej altruizmu." Wspolczesny altruista kapitalistyczny
daje energie, pomyslowosc, zdolnosci organizacyjne, czas, on
ryzykuje swoj kapital, a nie wie przeciez, ze na pewno zostanie
wynagrodzony. Jest wiec prawdziwym altruista. " Kapitalista najpierw
dostarcza, a potem otrzymuje."

Gilder twierdzi, ze kapitalizm, i tylko kapitalizm, opiera sie na
takich wartosciach jak wolnosc, tworczosc, odwaga, otwartosc umyslu,
zgodnosc z prawami umyslu, altruizm i wiara. W koncu metnie
utozsamia system kapitalizmu z transcendentalnymi wartosciami. Pisze
on:

"Ekonomisci, ktorzy nie ufaja religii nigdy nie zrozumieja tej
naboznosci, z ktorej rodzi sie postep. Przypadek jest podstawa
zmiany i naczyniem boskosci." "Co jest zrodlem idei odpowiedzialnych
za rozwoj umyslowy? ... Przypadek."

"Teorie powstaja spontanicznie i tajemniczo, przez intuicje albo
przypadek." "Umysl ludzki nie musi byc albo niezalezny, albo
ograniczony do indiwidualnego mozgu. Umysl ma dostep do wyzszej
swiadomosci, czasem nieprawidlowo pod wplywem Junga nazywanej
nieswiadomoscia wspolna, czasem zdefiniowanej jako Bog. Kiedy umysl
czlowieka zlewa sie z zyjaca swiadomoscia, ktora jest niewidocznym
tworzywem kosmosu, ten czlowiek osiaga nowe prawdy, spostrzega nowe
ideje - blaski swiatla w nieznanej przyszlosci - a te sa zrodlem
rozwoju umyslowego." (Wiec co - przypadek, intuicja, czy
panteistyczny zlew?)

Przedsiebiorczy altruista kapitalizmu podtrzymywany jest na duchu
przez swa "wiare w wyzsza moralnosc." Ma on "wiare w czlowieka,
wiare w przyszlosc, wiare w rosnacy zwrot obdarowywania, wiare we
wzajemnosc dobrodziejstwa obrotu handlowego, wiare w opatrznosc
Boza." Bez tego, w tym po-Adamowym swiecie, kapitalizm nie bedzie
sukcesem. (Widocznie jak w okopach, nie ma ateistow w gabinetach i
kuluarach intratnych korporacji.) Na wszelki wypadek, moze nie
dowierzajac opatrznosci, Gilder powoluje sie takze na wiare "w
kompensacyjna logike kosmosu."

Ubostwo, to nie brak pieniedzy, mieszkania, jedzenia, czy pracy.
"Prawdziwe ubostwo jest mniej brakiem dochodu niz stanem umyslu."
Czyli ubogim brak altruizmu, odwagi, i tych wszystkich wartosci
cechujacych kapitaliste. Jak to sie staje? Istnieja roznice
naturalne miedzy ludzmi - egalitaryzm jest jednym z glownych wrogow
kapitalizmu z ktorym Gilder walczy. Pisze on, ze swiat mial i zawsze
bedzie mial biednych.

Ale takze "Rzadowe zapomogi zatruwaja wiekszosc ludzi, ktorzy na
nich polegaja." Co gorzej, "od poczatku Wojny z Ubostwem ta moralna
trucizna uzaleznienia od pomocy zwielokrotnila sie i zagraza
przyszlym pokoleniom przez zaraze rozkladu rodziny."

"Analiza ubostwa, skoncentrowana od poczatku do konca na strukturze
rodziny i stanie malzenskim, wyjasnilaby to zagadnienie lepiej niz
wykresy dochodow, brak rownosci, bezrobocie, wyksztalcenie,
inteligencja, rasa, plec, posiadanie domu, miejscowosc zamieszkania,
uprzedzenia, i wszystkie inne czynniki..."

Zapomogi rzadowe zniszczyly rodzine. Mezczyzna przestal byc glowa
rodziny, stal sie zbednym w oczach kobiet, zon i dzieci. Ciekawie,
choc nie zawsze niesprzecznie i zrozumiale, pisze Gilder o kobiecie,
mezczyznie, stosunku plciowym, biologii plci, i jak to sie wszystko
laczy z ubostwem i bogactwem.

Zapomogi spoleczne niszcza "meska ufnosc i autorytet, ktore
determinuja potencje plciowa, poszanowanie przez zone i dzieci,
motywacje podjecia nudnej pracy." "Mezczyzna...wyczuwa, ze odebrano
mu ...jego role zaopatrzyciela, jego wlasciwa od pierwotnych dni
lowow dzialalnosc.. litosciwe panstwo przyprawilo mu rogi." Idzie
wiec rogacz na ulice by udowodnic swa meskosc. Stad przestepstwa,
narkotyki, gwalt, rozpusta, choroby.

" Zbyt czesto zycie biednych dominuja rytmy spiec i odprezen, typowe
dla zycia plciowego mlodych kawalerow. Natomiast kobiety maja dlugie
horyzonty w swych cialach, przeblyski wiecznosci w swoich lonach.
Tak wynika z wielotysiacletniej ewolucji kobiecej plci. Cywilizowane
spoleczenstwo opiera sie na podporzadkowaniu krotkoterminowego
popedu plciowego mlodych mezczyzn dlugoterminowym macierzynskim
horyzontom kobiet. Oto co przynosi jednozenstwo; mezczyzna opanowuje
swoj poped plciowy i rzuca go w przyszlosc przez lono kobiety.
Kobieta daje mu dzieci. (Wglad?) Bez niej, nigdy by ich nie mial. On
jej daje owoce swej pracy, ktore inaczej roztrwonilby na przemija-
jace przyjemnosci."

Wedlug Gildera biologia ogranicza kobiete. Biologicznie kobieta nie
jest dostosowana do roli glowy rodziny, do rownych zarobkow i do
rownych zawodowych i profesjonalnych sukcesow.

"To wlasnie wieksza agresywnosc mezczyzn, biologicznie ugruntowana,
ale nieobliczalna statystycznie, jest przyczyna ich wiekszych
zarobkow." (Intuicja?)

"Te (biologiczne) roznice miedzy mezczyznami a kobietami zupelnie
wystarczajaco wyjasniaja dlaczego mezczyzni sa bardziej gotowi
pracowac usilnie poza domem, walczyc agresywnie o awans w
biurokratycznej hierarchii, i przyjac robienie pieniedzy za glowny
motyw ich zycia.

Te roznice plci calkowicie (sic!) wyjasniaja wszystkie roznice w
zarobkach."

"Ale nawet analiza pracy i rodziny nie odkrylaby chyba
najwazniejszej zasady wdrapania sie na gore w kapitalizmie -
mianowicie, wiary." "Jedynie przez prace, rodzine i wiare mozna
przestac byc biednym."

Pierwsza zasada wyzwolenia sie z ubostwa to "nie tylko koniecznosc
pracowania, ale pracowania ciezej niz klasy wyzsze." "Biedni
potrzebuja ostrogi swego ubostwa." Pomoce spoleczne musza byc nizsze
od zyskow z ciezkiej pracy.

Ksiazka ta blizsza chyba jest mazdaizmowi niz chrzescijanstwu:
przeciwstawia ona dobro (kapitalizm) zlu (liberalizm, egalitaryzm,
socjalizm, feminizm, racjonalizm, formula Bayes'a, informatyka,
pozytywizm logiczny, Marks, Freud...) Sa w niej akcenty
panteistyczne, a w swym balwochwalczym podziwie dla kapitalizmu
Gilder zaciera roznice miedzy Civitas Dei a Civitas Terrena.
Ustalenie, ktore wywody p. Gildera sa zgodne np. z papieskimi
encyklikami spolecznymi wymagaloby innego opracowania. Pojecie
spolecznosci i rola rzadu u Gildera takze domagaja sie
obszerniejszego niz tu mozna im dac omowienia. Psychologia motywacji
a la Gilder jest, delikatnie mowiac, jednostronna. Nawet wartosciowe
cechy - odwaga, wytrwalosc, pracowitosc, poswiecanie sie
- ozywiane sa przez pragnienie osobistego wysokiego zysku
materialnego. Taki Homo Economicus to chyba nie chrzescijanski wzor.

Tylko sam p. Kropiwnicki moglby nam wyjasnic z czym sie zgadza, z
czym nie, i co w tych danych, zasadach i pogladach
neokonserwatywnych guslarzy uwaza za uzyteczne w polskiej sytuacji,
z jej inna historia, demografia, itd.


Tadeusz Gierymski

____________________________________________________________________

                  JAK TO JEST Z TYM "DOZORCA"?
                  ============================

Wojtek Krupinski ([email protected])


Ostatnio rozgorzala na forum Poland-L dyskusja o profilu "Spojrzen",
zostala ona "sprowokowana" artykulem Jurka Karczmarczuka "Czy kazdy
uczciwy musi miec dozorce" (Spojrzenia Nr 6, 20/12/91). Szokujacym
dla dla mnie byl fakt, ze ci, ktorzy nie zgadzali sie z tezami
Jurka, woleli okrzyknac go antyklerykalem, skrytykowac - ciekawy
skadinad - tygodnik zamiast napisac artykul polemizujacy. Sprobuje
wiec zrobic to za nich.

Odpowiedz na pytanie "Czy kazdy uczciwy musi miec dozorce?" nie jest
prosta - chociazby z powodu niezbyt dobrze okreslonego pojecia
'dozorca'. Niemniej jednak, choc moj artykul ma byc polemiczny,
sklanialbym sie do odpowiedzi po mysli Jurka - dozorca nie jest
niezbedny dla jednostki. Nie zmienia to faktu, ze wg. mnie nikomu
nie udalo sie skonstruowac etyki (rozsadnej) bez odwolywania sie do
religii, absolutu itp. Mozna oczywiscie spisac zasady etyczne,
wedlug ktorych nalezy postepowac, bez odwolywania sie do religii.
Powiem wiecej, te zasady moga byc przez ogol akceptowane.

Ale spisanie zasad i ich akceptacja to jeszcze nie wszystko, aby
mozna bylo powiedziec "skontruowalem etyke". Do takiego stwierdzenia
jest sie uprawnionym dopiero gdy odpowie sie na wszystkie
"dlaczego". A pytanie "dlaczego" nie jest problemem trywialnym.
Owszem wielu ludziom wystarczy fakt, ze te zasady sa zgodne z jego
przekonaniem iz tak byc powinno (oni nie potrzebuja dozorcy).
Przekonanie oczywiscie to wynika w duzej mierze (a moze calkowicie)
z wychowania, tradycji itp. Zawsze jednak znajda sie niepokorni
zastanawiajacy sie dlaczego. Przez dlugi czas (nim ludzkosc zaczela
zachwycac sie czlowieczym rozumem) religia byla wystarczajacym
argumentem, a jak komus i to nie wystarczalo, pozostawala presja
spoleczenstwa. W dzisiejszych czasach, w dobie liberalizmu, liczba
tych "niepokornych" jest juz znaczna i ciagle rosnie. Mentalnosc
ludzi sie zmienila, i teraz juz prawie kazdy z IQ > 90 zadaje sobie
pytanie "dlaczego". Dzieki temu coraz wiecej zasad obowiazujacych
przez wieki zostala odeslanych "do lamusa", zostalo przelamanych
wiele zahamowan itp. Wszystko ma jednak swoje "ale". Trzeba w koncu
okreslic, ktore zasady wynikajace z wychowania, przekonania sa do
obalenia, a ktorych juz obalac nie mozna. Zeby ustalic granice,
ktorej nie mozna przekroczyc w zapale lamania zahamowan, nalezy -
moim zdaniem - znac odpowiedz na pytanie "dlaczego". Po prostu - pod
koniec XX wieku samo spisanie zasad (jak w przypadku kodeksu
Bushido) przestalo wystarczac, trzeba jeszcze uzasadnic.

Pozostaje jeszcze pytanie, czy jedynym uzasadnieniem moze byc Bog.
Jest to problem, ktory spedzal sen z powiek wielu tegim glowom.
Przyznam bez bicia, ze nigdy nie prowadzilem glebszych badan w tym
kierunku (dlatego pisze ten artykul dopiero zmobilizowany krytyka
"Spojrzen" na Poland-L), ale paru wykladow na ten temat sluchalem i
wniosek wyciagnalem jeden: nikomu nie udalo sie skonstruowac spojnej
i akceptowalnej etyki bez wprowadzenia Boga. Mozna na przyklad
sprobowac uzasadniac normy etyczne dobrem spolecznym, dobrem
ludzkosci lub tylko przetrwaniem ludzkosci (normy zapobiegajace
samounicestwieniu). Osiagniemy w ten sposob bez specjalnego wysilku
uzasadnienie dla duzej liczby zasad, ale niestety nie dla
wszystkich. Na przyklad, komu uda sie przekonac mnie o koniecznosci
(czy powinnosci) opieki nad niepelnosprawnymi, starymi, chorymi
umyslowo?

Problemy mozna mnozyc. To moze doktryny liberalne rozwiaza ten
problem? Trzeba tylko przyjac, ze kazdy czlowiek jest wolny, a
wolnosc jego mozemy jedynie wtedy ograniczyc gdy narusza ona wolnosc
innego czlowieka. Zasada piekna, sam jestem pod jej duzym wplywem,
prawo mozna od biedy jeszcze na niej zbudowac, ale etyki to sie
jeszcze nikomu nie udalo. Po pierwsze liberalizm jako punkt wyjscia
potrzebuje miec zdefiniowany zbior wolnosci czlowieka (to jeszcze
pol biedy) oraz klasyfikacje, ktora wolnosc jest wazniejsza od
ktorej (to na wypadek konfliktu dwoch wolnosci) - a tu juz pytan
"dlaczego" bedzie bez liku, potrzebna jest etyka aby wartosciowac
juz w punkcie wyjscia. Nawet jezeli tegi umysl ten problem
rozgryzie, to dalej pozostaje problem nieszczesnych staruszkow i
kalek. Naruszyc ich wolnosci nie mozemy, ale kto nam kaze ich
karmic? Mozna powiedziec, ze za duzo wymagam. ze takie rzeczy jak
opieka nad slabymi sa w naturze czlowieka. Czy musze podawac
przyklady z historii, ze nie wszedzie i nie zawsze opiekowano sie
starymi (a nawet usmiercano) i nikogo to nie szokowalo?

Jest jeszcze jeden wazny problem. Czlowiek zyje na tym swiecie i
stara sie urzadzic go po swojemu. Ujarzmiajac go i zmieniajac staje
ciagle przed nowymi problemami, problemami przed ktorymi czesto
staje bezradny, ktore go przerastaja. W tych momentach czlowiekowi
potrzebne jest jakies "zewnetrzne sumienie" (bo sam czuje sie glupi
i malutki), brak czegos takiego i brniecie na oslep do przodu w imie
rozwoju nauki czy dobra ludzkosci moze doprowadzic do
samounicestwienia naszego gatunku.

Wojtek Krupinski

_______________________________________________________________________

[od red.] Tekstem Wojtka Krupinskiego zamykamy dyskusje rozpoczeta
artykulem Andrzeja Pindora. Mamy (J.K-uk) nadal swoje calkiem prywatne
watpliwosci, ale zachowamy je na kiedy indziej, temat ten bowiem byc
moze kiedys jeszcze powroci. Nurtuje on sporo uczciwych ludzi, co
mozna chocby zauwazyc w artykule Drewnowskiego o Rozewiczu w poprzednim
numerze "Spojrzen". Dziekujemy Andrzejowi Kobosowi, Andrzejowi Niemierce i
Wojtkowi Krupinskiemu za nadeslane teksty.

________________________________________________________________________

                      DLACZEGO KOMUNIZM UPADL?
                      ========================

Jan Glinka
(profesor nienadzwyczajny z Zambrowa)
[wypowiedz z dnia 7 grudnia 1991 przed mikrofonem "Polskiej Fali"
w Auckland]


Caly swiat zastanawia sie nad tym pytaniem. Uczeni w ksiegach,
politolodzy ze Wschodu i Zachodu staraja sie dociec dlaczego w
przeciagu kilku lat z poteznej (zdawaloby sie) grupy panstw zostaly
mizerne niedobitki, w wyjatkiem, byc moze, Chin.

Niektore argumenty sa badzo popularne, przykladowo:

Rewolucja informatyczne przyniosla za zelazna kurtyne dokladne
wiadomosci, jak zyja ludzie na Zachodzie i obywatele krajow
komunistycznych, bogatsi w ta wiedze rozprawili sie z rezymami je
dlawiacymi.

Lub, ze ZSRR i kraje satelickie nie wytrzymaly wyscigu zbrojen
narzuconego przez prezydenta Reagana i jego programu "Gwiezdnych
wojen", itp. itd.

Chcialbym zaproponowac naszym sluchaczom spojrzenie na ten problem z
troche odmiennej perspektywy, ktora okreslilbym jako praprzyczyny
upadku komunizmu.

Widze je w dwoch grupach.

Pierwsza z nich to podstawowa prawda, ze okreslona technologia
wymaga okreslonych stosunkow spolecznych. Budowa piramid egipskich
czy w Ameryce Lacinskiej wymagala niewolnictwa. Nie wyobrazam sobie,
by ktos obecnie probowal na porownywalna skale realizowac podobne
przedsiewziecia. Oczywiscie wyjatki sie zdarzaja nawet w XX wieku,
jak np: roboty publiczne w Chinach czy przymusowa praca wiezniow
lagrow czy obozow koncentracyjnych. Prosze zwrocic uwage na ten
ostatni przyklad: nie chodzi tu o bezposrednie narzedzia
technologiczne, lecz o stosunki produkcji. W koncu wiezniowie
nazistowskich obozow czesto obslugiwali zupelnie skomplikowane
maszyny. Istota jest to w jakich warunkach spolecznych to sie
odbywalo. Nie bylo chyba watpliwosci zarowno dla wiezniow, jak i dla
ich nadzorcow, ze te warunki pracy sa zupelnie nietypowe dla tej
epoki.

Symbol gospodarki feudalnej - panszczyzna upadla tez z powodu swojej
nieefektywnosci. Scisle przywiazanie chlopa do ziemi moglo dawac
rezultaty w 15 wieku, ale nie daje wynikow obecnie.

Warto tez zwrocic uwage na koncepcje producji tasmowej wynaleziona
przez Forda w latach 20-tych tego stulecia. Przez wiele lat ta
metoda produkcji byla uwazana za najbardziej optymalna. Szwedzi w
zakladach Volvo 30 lat temu udowodnili, ze istnieja inne metody
masowej produkcji, porownywalnie efektywne. W rezultacie obecnie
produkcja odbywa sie metodami tasmowymi ale technologia pracy jest
zupelnie inna, dazaca do robotyzacji wszystkich prostych operacji
badz tez niebezpiecznych dla zdrowia pracownikow oraz zapewniajaca
rotacje pracownikow. Teoretycznie unifikujaca tasma produkcyjna
obecnie wytwarza znaczaco rozne wyroby.

I tu wracam do punktu wyjscia: komunizm upadl dlatego, ze stosunki
pracy jakie oferowal nie umozliwialy uzyskania wydajnosci pracy
porownywalnej z ta w krajach kapitalistycznych. Te stosunki sa w
coraz wiekszym stopniu oparte na wolnym przeplywie i analizie
informacji oraz decentralizacji decyzji. Te zalozenia stoja w
jaskrawej sprzecznosci z podstawowa praktyka komunizmu: centralnego
planowania i kontrolowania przeplywu danych. W tym miejscu nie moge
sie powstrzymac od zacytowania relacji, ktora mi przekazal jeden ze
znajomych Polakow, ktory w latach 70-tych zwiedzal zaklad
konstrukcji stalowych gdzies w centralnej Rosji. Cala
kilkumiesieczna produkcja belek stropowych lezala na skladzie. Zbytu
nie bylo a zaklad wytwarzal belki pelna para. Dlaczego nie bylo
zbytu? A no dlatego, ze w biurze projektowym zmieniono normatyw na
rozstaw slupow i belki nie pasowaly do nowych kontrukcji. Ale
oczywiscie bez centralnej decyzji z Moskwy, decyzji, ktora nie
nadchodzila, nie mozna bylo przestawic producji zakladu. Jaka
gospodarka moze takie nonsensy wytrzymac?

Stad, w moim przekonaniu komunizm upadl wlasnie dlatego, ze stosunki
producji jakie oferowal nie przystawaly do metod producji ostatnich
lat.

To stwierdzenie wyjasnia rowniez fakt, dlaczego gdzies tak do polowy
lat 50-tych komunizm naprawde rozwijal sie - bylo to bowiem przed
eksplozja rewolucji informatycznej. Stary Mac Luhan chyba mial
racje!

Druga przyczyna upadku komunizmu, jest moim zdaniem, znacznie
glebsza. Prosze zwrocic uwage na podstawowa ceche systemu
komunistycznego: jest nia zasadnicze ograniczenie dzialania prawa
wlasnosci. W tym momencie chce sie odwolac do zoologii, a dokladniej
do badan nad psychika zwierzat. Rozne eksperymenty udowodnily
niezbicie, ze najsilniejszym motorem dzialania swiata zwierzecego
jest chec posiadania wlasnego terytorium. W szkole uczono mnie, w
zaleznosci od nauczyciela ze ptak spiewa na galazi dlatego by
"glosic chwale Boza" (to byl katacheta), badz by "zwabic samiczke"
(to byl biolog). Nieprawda! Ptak zwykle spiewa by zawiadomic innych,
ze tak galaz jest jego i tylko jego. Badania udowodnily, ze instynkt
zachowania gatunku nie jest najsilniejszy. Tak jak to powiedzialem,
najsilniejszym instynktem swiata zwierzecego jest wlasnie chec
posiadania wlasnego terytorium, inaczej "wlasnej strefy ekonomiczno-
produkcyjnej". Pozniej idzie chec operowania w zorganizowanym
spoleczenstwie i awansu w jego strukturach (slynna zasada uprawnien
do dziobania), a dopiero potem chec zachowania wlasnego gatunku.

Ludzkosc jest bardzo silnie zwiazana ze swiatem zwierzecym, czy to
sie nam podoba czy nie. Wniosek z tego jest taki, ze struktury
spoleczne musza brac pod uwage rowniez te pozostalosci instynktow
drzemiace w kazdym z nas. Struktury odrzucajace te zasady sa
po prostu utopijne, niemozliwe do realizacji na szersza skale.
Izraelskie kibuce sa klasycznym tego przykladem. Zasady wspolnoty
tam panujacej sa bardzo bliskie idealom gloszonym przez komunistow,
lecz zasieg dzialania kibucow w Izraelu jest bardzo ograniczony.
Obok kibucow istnieja tam inne, klasyczne gospodarstwa rolne, a
sfera produkcji przemyslowej czy handlowej jest oparta na zasadach
kapitalistycznych. Doktryna komunistyczna zaklada znaczne
ograniczenie dzialania prawa wlasnosci i tym samym staje w
sprzecznosci z tym silnym spolecznym instynktem posiadania. W
stosunku do poszczegolnych jednostek w spoleczenstwie takie
ograniczenie prawa wlasnosci moze funkcjonowac, ale nie jest to
mozliwe w skali ogolno-spolecznej. Z drugiej strony kapitalizm, lub
bardziej ogolnie - gospodarka rynkowa, wprzega w swoje tryby ta chec
posiadania i stad jest bardziej odpowiadajaca ogolnym instyntkom
spolecznym. Czyli wniosek ogolny - kleska komunizmu byla
nieuchronna, gdyz system ten negowal istnienie tego przemoznego
motoru spolecznego - prawa wlasnosci.

Wracajac do poczatku moich uwag. Dyskusja na temat co spowodowalo
upadek komunizmu moze byc porownywalna z dyskusja na temat co
spowodowalo zawalenie sie domku z kart. Oczywiscie bezposrednich
przyczyn moze byc wiele: podmuch wiatru czy ktos wyjal jedna karte.
Nie jest to jednak, moim zdaniem, bardzo istotne wobec faktu, ze
po prostu domki z kart sa strukturalnie niestabilne. Dlatego tez
uwazam dyskusje na takie tematy jak rola prezydenta Reagana i jego
"gwiezdnych wojen" w przyspieszeniu upadku komunizmu, czy tez ze
wladze komunistyczne "utracily ducha walki", itp., za malo istotne
cwiczenie intelektualne.


Jan Glinka

____________________________________________________________________

                    POSTACIE, A ZWLASZCZA KILKA
                    ===========================

Jurek Karczmarczuk

Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe wydaly w lecie zeszlego roku tomik
"Kamienie" Jerzego Czecha. Zawiera on zbior wierszy pisanych jako
teksty do spektaklu pod tym tytulem, spektaklu, ktory zaczal sie
rodzic jeszcze w 1983. Jerzy Czech pisze we wstepie do "Kamieni", ze
inspiracja byly dlan teksty Kaczmarskiego, zwlaszcza z programow
Mury i Muzeum.

Pierwotny, roboczy tytul tego zbioru brzmial "Postacie". Byly to
wlasciwie piosenki historyczne, ale tak scisle zwiazane z owczesna
sytuacja polityczna (ostatni tekst: Margrabia Wielopolski powstal w
1986), ze - jak pisze Czech - ilosc aluzji czytelnych dla
najtepszego nawet cenzora sprawila, ze nie udalo sie zrealizowac
programu na ktorejkolwiek ze scen oficjalnych, mimo ze nie wszystkie
teksty sa zwiazane z historia Polski, sa tam takie wiersze jak
Ifigenia, Machiavelli, czy Kolysanka Krola Artura.

Wykonawca i kompozytorem piosenek jest Przemyslaw Gintrowski. Kaseta
z Kamieniami jest do tej pory w sprzedazy, oprocz tekstow Czecha
zawiera rowniez jeden wiersz Zbigniewa Herberta. Wedlug pierwotnych
planow wspolwykonawczynia piosenek miala byc Krystyna Janda. Janda,
Dorota Stalinska i Joanna Trzpiecinska spiewaly zreszta pojedyncze
piosenki zanim w lutym zeszlego roku nie doszlo do piewszej
prawdziwej (spoznionej - oczywiscie - ze wzgledow finansowych)
premiery w warszawskim klubie "Riwiera-Remont" (pamieta ktos jeszcze
dlaczego ta nazwa?)

Tytulowa-nie-tytulowa piosenka "Postacie" jest bardzo dramatyczna i
pompatyczna. Oto kilka zwrotek:

Wy, co dzisiejszym dniem znuzeni,
Chwili wytchnienia tu szukacie,
Zobaczcie, jakie z dawnych cieni
Wylonia sie postacie!

Z palacow, swiatyn i kazamat,
I ze zbiorowych wstana mogil.
A glos ich cisze bedzie lamac,
Triumfalny lub zlowrogi.

I kneblem lat dlawione dzwieki
Wybuchna nagle jak dynamit,
Gdy wstana z kart pozolklej ksiegi,
Poklutej bagnetami.

Beda sie zmagac nieustannie -
Podniosla i szydercza nuta,
I krzyk: ukrzyzuj!, spiew: Hosanna!
Beda sie zmagac tutaj.

Przyniosa tu daremne mestwo,
Zlo krolujace bez przeszkody,
Szacowna podlosc, slawna kleske,
Zasluge bez nagrody.

W stare caluny przyodziani,
Lzy beda toczyc z oczodolow
I takie slowo was porani,
Co twardsze jest niz olow.
[...]  ------------------

Porani, albo nie porani. Olow ostatecznie nie jest az taki
twardy... Dla wspolczesnego mlodego sluchacza, ktory slucha
Gintrowskiego moze nie byc jasne dlaczego w ogole ktos mialby
kogos ranic slowami. Malo nam tego?

Piosenki Gintrowskiego sa bardzo dobre, choc nie na nucenie pod
nosem. Sa dramatyczne, majestatyczne, o dosc monotonnej linii
melodycznej. Nie za bardzo nadaja sie do spiewania bez
akompaniamentu, gdyz istotna dramatyczna role odgrywa dosc silna
rytmika.

Sadze, ze sledzenie aktualnych losow i popularnosci dziel
artystycznych o wydzwieku raczej romantycznym moze byc ciekawym
przyczynkiem do sprawdzenia jak gleboko w ludzkie dusze w aktualnej
Polsce wczepil sie z jednej strony pazerny biznes, czy widmo slabego
wiazania konca z koncem, a z drugiej ogolny wstret do politykowania
i zycia przeszloscia.

Nie chce na ten temat sie wypowiadac. Za to dla odmiany jeszcze
jedna piosenka Czecha-Gintrowskiego pt. "Karol Levittoux".

Karol Levittoux byl czlonkiem mlodziezowej grupy konspiratorow pod
okupacja carska. Aresztowany i osadzony w Cytadeli nie chcac wydac
swoich towarzyszy popelnil samobojstwo w dosc okropny sposob,
mianowicie podpalil w celi swoj siennik i splonal na nim.

W muzeum w Cytadeli jest cela jego imienia, jest tam takze jego
ulica, znal go osobiscie Norwid, ktory napisal na jego temat wiersz,
jest tez jakis portret znanego pedzla, ale nie pamietam gdzie. Teraz
przeczytajcie wiersz Czecha, a potem zdradze dlaczego postanowilem
umiescic w Spojrzeniach wlasnie ten a nie inny.

                          Karol Levittoux

"Zbrodniczy spisek w gimnazjalnej klasie
Zagraza panstwu, w jego spokoj godzi!
Inspiratorow wkrotce wykryc da sie.
Wciaz nieposluszni Polaczkowie mlodzi!
Ten Levittoux byl hersztem, jak sie zdaje,
Przez niego w dusze saczy sie trucizna.
Sledztwo prowadzcie zgodnie ze zwyczajem,
W mig sie przyzna, predko sie przyzna!"

   Drogi panie Levittoux,
   Prawde wyznac chciej,
   Gdy wspolnikow podasz tu,
   Sercu bedzie lzej!

   Milczysz, panie Levittoux,
   Nie unikniesz kar,
   Mlodziez wiodles ty ku zlu,
   Smuci sie nasz car.

Mury kazamat dostatecznie grube,
Zeby krzyk kazdy wytlumic dokladnie
Blogoslawiony, kto przejdzie te probe,
A kto sie zlamie, przeklenstwo nan spadnie!
Logika dziejow naklada kajdany,
Sprawiedliwosci zgrzytaja zasuwy.
I ciagle jedna mysl tlucze o sciany:
Nic nie mowic, nie mowic, nie mowic!

   Wszakze, panie Levittoux,
   Nie dzialales sam,
   Gdy cie pozbawimy snu,
   Wszystko powiesz nam.

   Miejze rozum, Levittoux,
   Prozny jest twoj trud.
   Zadnej strawy nie dac mu,
   By go zlamal glod!

"Na przesluchaniu wzial czterysta palek,
Konieczny byl tu bezposredni przymus.
Sledztwo da skutek, jesli jest wytrwale,
Bez konca przecie nie moze sie trzymac!"
Zwiniety w szmate lezy sztandar ciala,
Szarpie go w strzepy ptaszysko dwuglowe.
Krwia podkreslona plecow karta biala,
Na niej napis: nie powiem, nie powiem!

   W koncu z ciebie Levittoux,
   Trysnie zeznan zdroj,
   Zaznasz knuta dzien po dniu -
   Peknie upor twoj.

   Chciales uciec, Levittoux!
   Cos ci slabo szlo,
   Krzycz do ostatniego tchu,
   Nas nie wzruszy to.

Ponad siennikiem migoce kaganek.
Mniej boli ogien nizli ran plomienie.
Dzis sobie takie rozsciele poslanie,
Co moja cele w jeden krzyk zamieni.
Skapo tu swiatla Moskale mi dali,
Ale wystarczy, zeby splonal czlowiek.
Patrzcie, jak dlugo ten wiezien sie pali,
Co nic juz nie powie, nie powie!

Zweglone resztki wymieciono rano.
Bol szybko wsiaka w kamien cytadeli.
Po incydencie tym rozkaz wydano,
By wiezniom swiatla nie dawac do celi.

[J. Czech, muzyka P. Gintrowski]
--------------------------------

To sie zdarzylo w 1840. Karol Levittoux, jak nazwisko sugeruje nie
byl potomkiem Warsa i Sawy. Jego ojciec, Pierre-Maturin Levittoux
Desnouettes byl oficerem Napoleonskim, ktory Polske odwiedzil po raz
pierwszy w 1805, a po kampanii rosyjskiej osiedlil sie na stale.

Historia tego rodu jest po prostu fascynujaca! Nie o wszystkim moge
tu pisac, ale pozwole sobie przejsc na nieco lzejsza nute. Brat
Karola, Henryk byl znanym warszawskim lekarzem, przyrodoznawca i
bawidamkiem. Napisal olbrzymia ksiege wyjasniajaca wszelkie
tajemnice przyrody, ale poniewaz jego glownym sposobem argumentacji
bylo, ze wszyscy inni to mowiac oglednie szarlatani, wiec ksiega do
historii nauki nie przeszla, choc ostatni meski potomek rodu ja
przechowuje i czyta sie ja dzis bardzo przyjemnie, raczej na
kanapie niz przy biurku. Tenze Henryk Levittoux opracowal ponadto
metode leczenia chorob psychicznych przy pomocy przyzegania
rozpalonym zelazem, co rozumiem moglo byc nawet dosc skuteczne, sam
bym ze strachu wyzdrowial. Ale jego najwybitniejszym osiagnieciem
bylo ponoc opracowanie metody robienia bezszwowych odlewow gipsowych
zywych cial. Zabral tajemnice do grobu, ale przez pewien czas ludzie
ogladali te odlewy, na ogol pieknych nagich dziewczyn. Tak! to byly
rzeczywiscie romantyczne czasy pod kazdym wzgledem!

Henryk Levittoux zreszta moze przez Was byc ogladany po dzis dzien:
sluzyl jako model Matejce do znanego obrazu Kopernika!

Rod ten wydal jeszcze dwoch znanych ludzi z czasow bardziej nam
wspolczesnych, choc tez juz historycznych. Obaj przedwczesnie
tragicznie zgineli. Doktor Henryk Levittoux byl lekarzem wojskowym i
zostal zamordowany w Katyniu. Przechowaly sie jakies jego wczesne
listy oraz wspomnienia innych o nim. [Jego nazwisko pojawia sie w
Abecadle Kisiela, co zauwazyl Jurek Krzystek.] Jego brat, pulkownik
Jerzy Levittoux byl polskim attache wojskowym na Dalekim Wschodzie
na poczatku wojny. Znany byl rowniez ze swej tworczosci publicysty-
cznej. Potem zostal szefem sztabu u Maczka. Spotkala go dosc
przypadkowa smierc (o ile w czasie wojny takie epitety maja
jakikolwiek sens) w przeddzien ofensywy ladowej aliantow po inwazji
na Normandie, gdy ze swoim kwatermistrzem przygotowywal dzialania
polskich oddzialow. Mina, albo bomba rozerwala samochod. Jego grob
znajduje sie na cmentarzu wojskowym w Ranville niedaleko Caen, o
kilka kilometrow od miejsca, w ktorym pisze te slowa.

Aktualnie w Polsce, w Katowicach zyje ostatni meski potomek rodu
noszacy to nazwisko. Nie ma synow, ma dwie corki, obie zreszta
wyjechaly do Francji, jedna mieszka w Paryzu, a druga w Louvigny
niedaleko Caen i jest moja osobista zona. I tak ta podroz rodu
Levittoux sie czesciowo zamyka.

A ja sie patrze na moja starsza corke, ktorej buzia ma w sobie cos z
silnych genow fizjonomicznych Levittoux'ow i zastanawiam sie, czy
jest ona troche podobna do tescia, czy moze do Kopernika...

Jurek Karczmarczuk

____________________________________________________________________

                   DYSKRETNY UROK AUTA Z AMERYKI
                   =============================

Sylwester Walczak
[Nowy Dziennik, 5.12.1991, przytoczyl Z.J.P]


Zblizal sie termin powrotu do kraju. Poniewaz moj pobyt w USA byl
raczej krotki, a w dodatku nie poswiecilem go calkowicie na
katorznicza prace - odlozone fundusze nie byly wielkie. "Nie wszyscy
musza zyc z pracy rak, czasem wystarczy ruszyc glowa" - pomyslalem,
i postanowlem pomoc nieco losowi. Bylem uprawniony do tak zwanego
mienia przesiedlenczego, uznalem wiec za dobry pomysl kupno
samochodu w celu odsprzedania go w Polsce.

Mysl niezla, gorzej z wykonaniem. Nie znam sie na samochodach. Nigdy
wczesniej nie kupowalem samochodu, nawet w Polsce. W Warszawie
jezdzilem malym fiatem, ale nigdy nie potrafilem dokonac zadnej
naprawy - poza wymiana kol i swiec zaplonowych.

Zakupu chcialem dokonac na aukcji, bo tam najtaniej. Szukalem
hyundaya lub pontiaca le mans (w Europie znanego jako opel kadett) -
niestety, nie trafilo sie nic interesujacego. W duchu desperacji
(termin wyjazdu coraz blizej!) nabylem subaru justy z 1987 roku. Nie
byl to wielki interes - po uwzglednieniu oplaty gieldowej i prowizji
dla towarzyszacego mi dealera, ow sympatyczny wehikul kosztowal mnie
prawie 1600 dolarow.

                          Ja i moj subaru

Samochod byl ladny, czerwoniutki, bez widocznych wad. Sek w tym, ze
nie chcial zapalic! Wiadomosc, ze nowy starter do subaru kosztuje
prawie 300 dolarow, zmrozila mnie nieco; szczesliwie znalazl sie
pewien polski warsztat w New Jersey, ktory zalozyl uzywany - za
jedna trzecia tej sumy (wraz z robocizna).

Transport do Bremerhaven zalatwilem za 430 zielonych (z ubezpiecze-
niem 460). Ryzykujac wysoki mandat (a moze nawet areszt), zaprowa-
dzilem woz do portu w Newark na "lewych" tablicach - dzieki czemu
uniknalem kosztow tymczasowej rejestracji samochodu. Pol dnia jakie
spedzilem w pelnym ludzi i papierosowego dymu baraczku portowym,
wystarczylo na zalatwienie reszty formalnosci. Samochod byl wyslany
- moglem leciec do kraju i na kilka tygodni o nim zapomniec.

                     Rendez-vous w Bremerhaven

Z blogiego stanu wyrwal mnie list z RFN. Zle przeczucie, z jakim go
otwieralem, nie zawiodlo: subaru byl juz w Europie. Wypadalo po
niego pojechac.

Z perspektywy Ameryki, Europa wydaje sie mala i prowincjonalna.
"Gdynia czy Bremerhaven - coz za roznica? Przeciez to tylko troszke
dalej" - myslalem, kalkulujac w Nowym Jorku koszty i trudy
transportu. Dopiero w Polsce spojrzalem na mape i ku swemu zdumieniu
stwierdzilem, ze Warszawe dzieli od Bremerhaven ponad 1000
kilometrow.

Nastepnego popoludnia wyruszylismy ze szwagrem na zachod. Fiatem
126p, bylismy u celu dopiero po 19 godzinach. Potem przez kolejne 2
godziny jezdzilismy w kolko po porcie, szukajac wlasciwego nabrzeza.

Subaru, owszem, czekal caly i zdrowy, ale trzeba go bylo najpierw
wykupic - za niemal 200 dolarow (na "okup" zlozyla sie przede
wszystkim tak zwana "oplata za wyladowanie" i kilka innych,
drobniejszych oplat). Zreszta, gdyby nie zalatwione wczesniej "na
lewo" miedzynarodowe ubezpieczenia "Warty" - w ogole nie wypuszczono
by samochodu z portu...

Kiedy wyruszylismy z powrotem (ja prowadzilem subaru, a szwagier
fiacika), byl juz wieczor; scislej: piatkowy wieczor. Mimo
padajacego deszczu, autostrady wypelnily sie samochodami pedzacych
na zasluzony weekend Niemcow. W poblizu Berlina utknelismy w
wielokilometrowym korku. I cale szczescie - po 24 godzinach za
kolkiem jechalem w pol-malignie i przy szybszym tempie moglbym po
prostu wypasc z trasy.

Na granicy czekala znowu dluga kolejka i oczekiwanie niemal do
switu. Sama, trwajaca 2 godziny odprawa, nie zrobila juz na mnie
wrazenia. Bieganie do kilku kolejnych okienek, oczekiwanie na
zaspane panienki, rozne dziwne oplaty nie wiadomo za co -
przyjmowalem obojetnie. Spalem na stojaco.

                            Nie ma lekko

Odprawa dokonana na granicy okazala sie jedynie "wstepna".
Nastepnego dnia po powrocie udalem sie do Urzedu Celnego na ulicy
Blonskiej w Warszawie, aby uiscic podatek obrotowy.

Wewnatrz klebil sie tlum petentow: szczesliwych, rozpromienionych
posiadaczy zachodnich wozow. Zrobilem wymagane kopie, dolaczylem
niezbedne znaczki skarbowe i juz po kilku godzinach dopchalem sie do
wlasciwego okienka. Niestety moje dokumenty okazaly sie
niekompletne; do okreslenia wymiaru podatku potrzebna byla
ekspertyza dotyczaca pojemnosci silnika. Dokonac jej mogli tylko
fachowcy z polskiego Zwiazku Motorowego na Krakowskim Przedmiesciu.

Stawilem sie wiec wraz z subaru u "fachowca". Starszy pan obejrzal
samochod, po czym sprawdzil pojemnosc silnika w jakiejs ksiazce,
wypisal potrzebny mi kwit i skasowal 120 tysiecy zlotych. Zdazylem
jeszcze do Urzedu Celnego, tuz przed jego zamknieciem - i to byl
blad! Pan celnik chcial juz isc do domu, stwierdzil wiec, ze moj
dokument z konsulatu, uprawniajacy do zwolnienia z cla, jest
nieprawidlowy - po czym szybko zamknal okienko.

Nastepnego dnia, z blednym wzrokiem i trzesacymi sie rekami,
czatowalem na naczelnika urzedu. Nieuznanie zaswiadczenia
kosztowaloby mnie 1300 dolarow cla. Szczesciem czlowiek okazal sie
normalny, zdziwil sie grzecznie i uznal prawidlowosc mojego papieru.

Kiedy po dwoch kolejnych dniach nadszedl termin, by udac sie tam
ponownie i wreszcie zaplacic ow nieszczesny podatek, przygotowalem
sie odpowiednio. Odwolalem wszystkie spotkania, pozegnalem rodzine i
zaopatrzony w kanapki oraz herbate w termosie, zjawilem sie w
urzedzie tuz po jego otwarciu. Tym razem jednak przeliczylem sie -
sprawe zalatwiono w pol godziny. Nalezalem do grupki szczesliwcow -
pozostalych czekalo wielogodzinne koczowanie w hallu urzedu.

Z poczatku mialem zamiar sprzedac mojego subaru. Wspolne przezycia
zblizyly nas jednak do siebie, zbyt mocno przywiazalem sie do niego.
Poza tym niespodziewanie nabral on dla mnie znacznej wartosci; po
zsumowaniu wszystkich kosztow wyszlo na to, ze wydalem na niego
ponad 2800 dolarow. Sprzedajac go, moglbym wiec zarobic sume
niewiele wieksza od nie zaplaconego cla, a dla takiego zysku nie
rozstane sie przeciez z samochodem, dla ktorego tyle przeszedlem...


____________________________________________________________________

                Rozwiazanie zagadki logicznej z nr 9
                ====================================

Q1. Niszczeniem sluzbowych karoc zajmowal sie Lord Cheddar, skrajna
    prawica.
Q2. Produkcja tandetnych liczydelek paral sie Baron Mozzarella,
    skrajna lewica (oczywiscie!).

Otrzymalem trzy odpowiedzi, wszystkie poprawne. Szampan czeka i
bulgocze z niecierpliwosci, a ostrygi przebieraja nogami, bo nie
moga doczekac sie skonsumowania. Kolacje wygrali:

Michal Wojtulewicz z Wielkiej Brytanii,
Jacek Malec ze Szwecji, oraz
tandem Darek Miskowiec i Mariusz Debowski z Niemiec (chyba).

[J.K-uk]
____________________________________________________________________

                          Uzupelnienie
                          ============

W poprzednim (10) numerze "Spojrzen" zabraklo roku smierci Jana Kiepury.
W miedzyczasie Zbyszek Pasek doslal date, dziekuje rowniez Andrzejowi
Basinskiemu z Australii za te sama informacje: byl to rok 1966. Jacek
Arkuszewski ze Szwajcarii przytoczyl natomiast nastepujaca anegdotke
o Kiepurze:

Kiepura nie byl znany z przesadnej skromnosci, raczej odwrotnie, sukces
uderzyl mu do glowy. Byl rowniez skapy. Gdy w latach 30-tych chcial
wybudowac hotel w Krynicy (Patria), postanowil wynajac najbardziej
wowczas wzietego polskiego architekta, Pniewskiego. Rozmawial z nim
- mimo spotkania osobistego - przez sekretarza: "Niech pan mu
powie, ze moge zaplacic za projekt 500 zlotych". "Niech pan mu powie -
odparl Pniewski, ktory bral duzo wyzsze honoraria - ze za te pieniadze
to ja mu moge zaspiewac".

Od siebie dodam, ze najwieksza slawe i pieniadze przyniosly Kiepurze
filmy krecone razem z Marta Eggerth w latach 30-tych w hitlerowskich
Niemczech, w wytworni, ktora poza tym produkowala dosc zjadliwe filmy
propagandowe (chyba DeFa, ale nie jestem pewien). Co nie przeszkadza,
ze byly to filmy w swoim gatunku bardzo dobre. W moich oczach pokazuje
to, jak trudno czasem stosowac kryteria czarno-biale w ocenie ludzkich
postepowan. Patriotyzm Kiepury pozostaje przeciez niekwestionowany.

[J. K-ek]

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek     ([email protected])
                     Zbigniew J. Pasek  ([email protected])
                     Jurek Karczmarczuk ([email protected])

Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy
wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod
warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

      Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka

____________________________koniec numeru 11_______________________